piątek, lipca 02, 2010

Wczorajsze spotkanie i dzisiejsze sniadanie

Wieczorem wpadlam do Lindy. To moja przyjaciolka, pierwsza Amerykanka poznana w Hancock,MI. 1 wrzesnia minie 25 lat jak zjawila sie po nas na lotnisku, pomogla wsadzic do bagaznika nasz caly dobytek przywieziony z Polski. Nie bylo tego duzo, bo nasz pobyt mial trwac tylko rok. Karol przyjechal na tutejszy uniwersytet jako visiting professor. Nikt z nas wtedy nie mial pojecia, ze ten jeden rok okaze sie az tak dluuuuugi. Tak wiec 25 latach z Linda spacerujemy sobie po Hankock. W czasie tych 25 lat dzieci sie "zestarzaly", mlodsze podrosly, wnuki kolejno zaczely przychodzic na swiat, Linda skonczyla studia rozpoczete w Yale, uczyla na poludniu w Georgii. Wczoraj tez poznalam zone Sorena, syna Lindy i jego syna. Dziewczyna zostala "importowana" z Filipin.



Na naszej trasie spacerowej spotkalysmy sasiadke -Vicki, ktora niedawno wrocila z wycieczki do Tanzanii.Opowiadala, ze byla tam z naszymi znajomymi Polakami pracujacymi na tutejszym uniwersytecie, Mariuszem i Marta. Jakby nie bylo dosc tych polskich akcentow w srodku Sarangeti spotkali innych Polakow, - z Chicago. Tak wiec raz jeszcze potwierdzila sie moja teoria, ze Polacy sa wszedzie.
A w Polsce ludzie czekaja na II ture wyborow. Na spotkaniu z gornikami, JK wysoko ocenil zaslugi Gierka i jego patriotyzm.



A u nas piekna pogoda od rana. Po raz pierwszy jedlismy sniadanie na trawie, wsrod kwiatow, pod nieskazitelnie blekitnym niebem.

Brak komentarzy: