poniedziałek, grudnia 31, 2018

O chrześcijanach i Bożym Narodzeniu w Japonii.




Japońcycy lubią świętować.     W ich kalendarzu jest sporo dni wolnych od pracy. 
Na przyklad 23 listopada , przypada święto: “Swieto Diękczynienia  za blogosławieństwo wykonywania pracy”.
Boże Narodzenie, choć nie jest dniem wolnym od pracy, jest w buddyjskiej Japonii , zauważalne. W jakim stopniu obchody są konsekwencją naśladownictwa a w jakim stopniu wynikają z potrzeby ducha, to już inna sprawa.
Trzeba pamiętać iż w Japonii zaledwie 1% ludności stanowią chrześcijanie.
* * *
Każdy z nas bez trudu zauważy jak szybko w Polsce przyjeły się tzw. “amerykańskie”  Walentynki,  czy Halloween. Po  jakimś czasie nikt nie bedzie pamietał skad się  one wywiodły. 
Podobnie jest w Japonii. Wiele obyczajow, dotychczas obcych , po licznych modyfikacjach,  zostalo zaadoptowanych .
Archipelag japonski już od ponad stu lat nie stanowi  oderwanej od zachodniego świata  enklawy. 
A już od drugiej połowy XVI wieku zauważalne   były tu wplywy portugalskie, brytyjskie czy niemieckie.
Po II wojnie światowej  amerykanska  okupacja sprawiła, iż Japończycy  musieli się zgodzić się na odrzucenie “boskości cesarza”, przyjęli napisaną pod dyktando Amerykanów konstytucję  a także wiele elementów  amerykańskiej kultury.
Japończycy, podatni  na odziaływanie z zewnatrz,  “importują”cudze zwyczaje nie tracąc przy tym własnej tożsamości.  
* * *
“Czy Japończycy,  obchodzą Boże Narodzenie?”
Zapytani o to moi  znajomi japońscy mają świadomość, iż jest to święto chrześcijan a oni w większości są wyznawcami buddyzmu  i religii szinto. Równoczesnie jednak w ich kalendarzach daty 24 grudnia a także  25 grudnia, nie są całkiem  zwykłymi datami. 
Ryo Saiku, dwudziestoletnia dziewczyna, mowi “ Nie planuję niczego specjalnego, ale myślę , że prawdziwe znaczenie Bożego Narodzenia  ma związek z miłością”.
Boże Narodzenie w Japonii jest dniem , w którym młodzi ludzie obdarzają sie prezentami. Prezenty otrzymują też dzieci. Niektórzy moi rozmówcy , wspominają, iż dostawali  prezenty “pod poduszkę” albo ”za poduszkę”. 
Toshi, młody filmowiec , pracownik  telewizji w Kioto pamieta, iż jego rodzice wieszali wielka skarpetę a w niej byly prezenty. 
Swięta Bożego Narodzenia dla Japonczyków niechrześcijan, nie maja  znaczenia religijnego. Jednakże bywają dniem  ważnym w życiu wielu młodych ludzi. Przyjęty jest szeroko obyczaj  zapraszania  ukochanej dziewczyny do wytwornej restauracji na obiad. Towarzyszy temu tzw. romantyczna oprawa. Restauracje przygotowują na ten dzień nie tylko specjalne menu ale i dekorację wnętrza. 
Boże Narodzenie jest okazją do  obdarowania ukochanej jakimś kosztownym prezentem, a nie rzadko dochodzi tego dnia do oświadczyn. Jednakże  w tym okresie w Japonii nie zawiera sie slubów. 
A jak swiętuje  Boże Narodzenie rodzina   japońska? 
Ojciec rodziny w drodze z pracy do domu kupuje tort. 
Ale moja przyjaciółka Joko zwierzyła mi się, iż sama kupuje taki tort biszkoptowy z bitą smietaną i truskawkami i podaje do stołu w  wigilię Bożego Narodzenia. Jej  mąż zgodnie z obyczajem panującym w wielu miejscach pracy, zwykle “baluje” tego dnia poza domem.
Bożonarodzeniowy tort stał się w Japonii symboliczny. O dziewczynie, która nie wyszła za  mąż przed upływem 25 roku życia mówiło się kiedyś, że jest jak “Bożonarodzeniowy tort”, którego   po 25 grudnia już pewnie nikt nie kupi, o ile nie dostanie dużej zniżki ceny. Z okazji Bożego Narodzenia sklepy, place , ulice i domy japońskie dekoruje sie na wzór zachodni. Tak więc są i  migącące światła i sztuczne choinki. 
Już  (23 –go listopada) dziedziniec eleganckiego hotelu w Nagahamie rozjarzony był światełkami  zawieszonymi na licznie ustawionych choinkach.
Telewizja dużo miejsca poświęca na prezentację choinkowych   ozdób. Artyści japońscy łączą zachodnia sztukę z tradycyjną sztuką narodową. 
Na ulicach pojawiają się przebrani “Mikołajowie’ czy raczej “Santa Claus”.
Pamiętam zaskoczenie, kiedy podczas swego pierwszego pobytu w Japonii zobaczyłam jednego z nich i zostałam przywitana znanym mi z Michigan “ho, ho” a zaraz potem, już po japońsku, zaproszona zostałam do sklepu na zakupy. Przede mną stał wysoki młody Japończyk ubrany w mocno zmodyfikowany strój  “Santy”.
Zauważyłam iż stosunek do tych nowych bożonarodzeniowych zwyczajów zależy w dużej mierze od wieku rozmówcy. Pamiętająca czasy swego biednego, powojennego dzieciństwa Tasziko , wykształcona i warto dodać , bywała w swiecie, zapytana jak ona obchodzi to swięto odpowiada. “ Ja nie obchodzę. Jestem buddystką i wyznawczynią szinto . Nie jestem chrzescijanką . Drażni mnie jednak , że  świeto Bożego Narodzenia, ktore ma tak glebokie duchowe znaczenie  dla chrzescijan, zostało w Japonii sprowadzone do takiego  “dnia Walentynek” , denerwuje  mnie, że handlowcy “przechwycili je” jako kolejną  okazje dla jeszcze bardziej nachalnej komercjalizacji”.
Natomiast wszyscy moi młodzi rozmowcy dobrze wspominają ten dzień gdyż kojarzony jest z prezentami i  okresem dzieciństwa . 
Zdarzyło się iż jedna z rozmówczyń pamieta poza ciastkami i prezentami także opowieści chrześcijańskiej misjonarki o Jezusie.

* * *
W Hikone, gdzie mieszkalismy,  jest katolicki kościół. Zaprowadził nas tam  Japończyk, którego poznaliśmy podczas jakiegoś towarzyskiego spotkania. 
Satoszi jest  katolikiem. Tuż po wojnie po raz pierwszy zetknął się  z amerykańskim misjonarzem ,  ktory nie tylko chciał go  nawrócić na katolicyzm, ale też nakarmił . Satoszi dobrze wspomina tamtego księdza i pozostał wierny katolicyzmowi. Proboszcz kościoła, franciszkanin z New Jersey odprawia tu msze św.  w jezyku japońskim, portugalskim i angielskim.  Przez trzy niedziele w miesiącu.
We mszy świętej  w Hikone uczestniczy zwykle około  50 osób.
 Nie jest to liczba znacząca jak na 110 tysięczne miasto.
* * *
Katolicyzm zawitał do  Japonii w XVI wieku.  25 lipca 1549  roku na pokładzie chińskiego statku do portu Kogoszima na wyspie Kiuszu przypłynął  jezuita brat Xavier, Hiszpan z Nawarry, misjonarz działajacy w Indiach, Goa i Malezji (Mallaca) . 
O. Xavier  wraz z towarzyszącymi mu osobami doznał wielu dowodow sympatii i  gościnności. Spędził na wyspie ponad rok. Pisząc o Japończykach, wysoko ocenia ich poczucie honoru, uczciwość, szczerość, skłonność do zwiazków monogamicznych, umiejętność słuchania a nade wszystko  zdolność  do duchowych przeżyć. Zaniepokoiła go natomiast nadmierna “miłość” do sake- wódki ryżowej.
Misja  katolicka Xaviera doprowadziła do nawrócenia około stu osób. Jednakże obudziło to poważny niepokój  “dajmio” czyli władcy Kiuszu.  Obcy misjonarze wydali się zagrożeniem dla istniejacego porządku. Xavier usiłuje więc uzyskać posłuchanie u cesarza w Kioto, ale spotyka go odmowa. Musi swą misję uznać za zakończoną.
* * *
Szogun Hidejoszi , podjął próbę zjednoczenia Japonii  i zakończenia bratobojczych wojen. Dążąc  do  izolacji kraju zakazal dzialalnosci misyjnej a misjonarzy  uznał za szpiegow obcych mocarstw.


Na tym tle w początkach XVII wieku, w okresie rządow Tokugawy, doszło do licznych aktów przemocy wobec chrześcijan .


W 1615 roku Tokayama Ukon, bogaty lord, który  razem ze swym ojcem przeszedł na wiarę katolicką , został  skazany na banicję na Filipiny. Wraz z nim wypędzono l47 współwyznawców , wśrod ktorych byli misjonarze  europejscy. Potem  chrześcijanie zostali zesłani do Nagasaki.


Tak więc chrzescijanie japońscy nie raz doznawali poniżeń i opresji. Nie mniej jednak  od wiary nie odstąpili. A po  latach prześladowań  tysiące  chrześcijan  zginęło podczas atomowego nalotu na Nagasaki.

* * *

W historii chrześcijaństwa w Japonii poważną rolę odegrali  misjonarze polscy. Jednym z najbardziej znanych i zasłużonych dla katolicyzmu wAzji był O. Kolbe.

Swą misję rozpoczął 1 lutego 1930 roku . Pierszym etapem była podróż po Europie . Zbierał pieniądze niezbędne na zorganizownie misji w krajach Dalekiego Wschodu. Już pod koniec lutego 1930 roku kilku zakonników z Niepokalanowa udaje się z misją do Azji. Wśrod nich są Ojciec Maksymilian  Kolbe i Zenon Zebrowski. Misjonarze z Polski , dzięki staraniom  O. Kolbe dostają przyzwolenie japońskiego biskupa na druk “Rycerza Niepokalanej”(“Seibo no kiszi”). Pierwsze wydanie ma nakład 10 tysięcy . Potem  wydawane w języku japońskim,  osiąga nakład 65 tysięcy.

Po paru latach działalności na polu misjonarskim Ojciec Kolbe wrócił do Polski . Jak wiemy zginął śmiercią męczeńską w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu.

Ojciec  “Zen” (Zebrowski),  spędził  w Japonii pięćdziesiąt lat,  resztę swego długiego życia.


* * *

Nie miałam  okazji by osobiście spotkać w Japonii Polaków. Nie mogłam więc zapytać  jak będą spędzać święta  Bożego Narodzenia .

Ale wiem, że są  tu,  bo jak śpiewa Młynarski “my wszędzie jesteśmy”. 

W Tokio , jak oceniają  niektórzy, mieszka około pięćdziesięciu Polaków. Przypuszczam, iż ta liczba jest wysoce nieprecyzyjna.

Polacy w Tokio założyli co najmniej dwa polskie kluby. Wydają “Gazetę Klubu Polskiego”(gdzie miałam przyjemność publikować), miesięcznik o życiu w Japonii.

Polacy pracujący  w Sapporo, na wyspie Hokkaido, uwazają, iż jest ona najbardziej polską z wysp japońskich. Prowadzą ożywioną polonijną działalność łacznie ze “środowymi obiadkami”.

Mogę więc przypuszczać iż Polacy w Japonii spędzą te ważne święta zgodnie z tradycją wyniesioną z domu. Bo kultywowanie tradycji jest z pewnością naszą narodową cechą. 
W tym bardzo jesteśmy podobni do Japończykow. 
PS.W Japonii bylismy czterokrotnie lacznie nieco ponad rok. To był niezwykle ciekawy etap naszego zycia. Zawarlam tam szereg przyjazni, które trwaja do dziś... 






,

sobota, grudnia 29, 2018



Swięta, święta i po swietach…

 

Mija kolejny rok. Jaki był? Dla świata, dla nas? Zależy kogo  o to pytamy. Pesymiści powiedzą, że fatalny, a optymiści, że nie najgorszy, dodając słusznie, “wiele  jeszcze przed nami”. 
Czas pędzi .Oczekiwane  święta Bożego Narodzenia juz minely. 
Dla wielu z nas sa one okazja do wspomnień.
Nie wiem, czy moja opowieść o Wigiliach , “moich” Wigiliach  zbiegnie się ze wspomnieniami Państwa , ale mam  przeświadczenie, iż zgodzimy się co do tego iż są to (a z pewnością POWINNY być) miłe, ciepłe, rodzinne święta.
Myślę, że każdy z nas pragnie zachować pamięć o nawet odległych czasach,  kiedy byliśmy jeszcze dziećmi bądź nasze dzieci były …dziećmi. 
* * *
“Swięta, święta i po świętach “mawiała moja babcia. Oznaczało to , że porzedzane długimi oczekiwaniami , licznymi przygotowaniami Boże Narodzenie mijało “jak sen jaki złoty”. I trzeba było czekać cały okrągły rok , by znów jak refren powtórzyć “święta, święta…”

 Wigilia,  wydaje mi się dzisiaj, była najbardziej niezwykłym dniem roku.
Mistyka wigilijnej wieczerzy, zapach choinki , tajemniczość zapadającej nocy, delikatny taniec płomyków zapalonych świec, aromat siana leżącego pod śnieżnobiałym obrusem tworzyły nieporównywalny z niczym klimat.
Ach, jeszcze  prezenty! Zjawiały się niepostrzeżenie pod choinką tuż przed wigilijną kolacją .  Na nic zdały się  dziecięce  próby podpatrzenia Aniołka.

* * *
Z Wigilią w naszym domu związanych było szereg różnych obyczajów. Zakwitała wtedy gałązka wiśni urwana jeszcze w noc Swiętego Andrzeja. To była wróżba przepowiadająca zamążpójście.
W Wigilię pierwszym gościem, który przekraczał próg powinien być mężczyzna. Miał przynieść pomyślność w przyszłym roku. Kiedy byłaby to kobieta, a nie daj Bóg z pustymi rękoma,  to kiepska była prognoza na najbliższy rok. 
Makowiec stanowczo winien się znaleźć na wigilinym stole, bo ilość ziaren maku ma być zapowiedzią mnogości dobrodziejstw jaka spłynie na nas, a  miód (choćby w pierniku, i kutii) zagwarantuje dobre zdrowie i “słodkie “  dni. Bo bez nich trudno  przeżyć kolejny rok.
Tych wróżb, przesądów i wierzeń było bez liku . Wspominam je tylko mimochodem , zakładając że Państwo przypomnicie swoje “domowe klechdy”.

* * *
Na czym polegała niezwykłość tych świąt? Może na tym, że zawsze, odkąd pamiętam, obowiązywał ten sam doroczny rytuał ? 
Dom był przesiąknięty zapachem upieczonych ciast .
Uderzał w nozdrza zapach gotującego się czerwonego barszczu, aromat suszonych grzybów, uzbieranych własnoręcznie jesienią. Pachniało kiszoną kapustą bo “ Co to za Wigilia bez pierogów z kapustą”.
W domu moich rodziców przygotowywało się dwanaście potraw. Przejełam ten obyczaj. Oznacza to dla mnie więcej niż “obfita wigilijna kolacja”. To jest rytuał, potrzeba zachowania obyczaju, przywiązanie do tradycji. 
* * *
Wigilia ma szczególny charakter dla większości z nas. I jest to niezależne od naszego wieku . Boże Narodzenie przynosi wspomnienie, zapach, “smak” nawet najbardziej oddalonego w czasie dzieciństwa. Wydaje mi się, że wraca ono z każdą zawieszaną na gałazce  szklaną figurynka, dekoracją ze słomki, łańcuszkiem, girlandą. Przypomina nam czasy kiedy długo przed świętami siadaliśmy przy stole z naszymi rodzicami, a potem z naszymi dziećmi by z wydmuszek i kolorowych papierów tworzyć małe cudeńka wieszane potem na choince. 
Kultywowanie rodzinnych tradycji, tych dobrych i pięknych wydaje się waźne . 
Tak więc niech garść siana pod białym obrusem, opłatek , dodatkowe miejsce przy naszym stole dla niespodziewanego wędrowca pozostana symbolem polskiej, narodowej wspólnoty.
Wiem,  aż nadto dobrze, że brak tej wspólnoty  na codzień, więc może choć raz w roku , z okazji Bożego Narodzenia znajdziemy coś co rzeczywiście nas łączy? Podajmy więc sobie “znak pokoju”.
Niech  najpopularniejsza kolęda na świecie “Cicha noc, święta noc” rozbrzmiewa  w naszych domach . I niech głośno będzie powtarzana   “wesoła nowina” a  wiara w to iż “słowo ciałem się stanie i zamieszka między nami” pozostanie niezachwiana. Swieta znow nadejda i...mina.Jak zawsze powiemy z zalem
;"swieta,swieta i po swietach"


środa, grudnia 05, 2018

Opowieści sycylijskie. Z mojego archiwum.






Jesień. Za oknem szaro i smutno. Wybierzmy się więc do miejsc, gdzie kwitną a potem dojrzewają cytryny, gdzie złocą się pomarańcze, gdzie jak okiem sięgnąć rosną na stromych wzgórzach a stuletnie drzewa oliwkowe dają cień .
Przenieśmy się na Sycylie, wyspe, na której przez tysiące lat krzyżowały się cywilizacje Azji, Afryki, Europy.
Nie będzie to pełny i obiektywny opis Sycylii. To wydaje się niemożliwe. I nie jest to moją intencją.
Wiem też, iż podobnie jak ja, każdy , kto był na Sycylii nosi w sobie własny jej obraz .

* * *
Włochy zawsze wabiły przybyszów. Pozostały takim krajem do dziś. Opiewano je w wierszach, poematach, powieściach.
Podziwiano sztukę włoskiego średniowiecza , renesansu i baroku, dzieła Perugino, Michała Anioła , Leonardo da Vinci , Caravagio , Penturicchio, Bronzino… Nie sposób wymienić tu nawet części najważniejszych twórców, którzy ciesząc się mecenatem papieży czy tez władców miast- państw, dawali świadectwo ich wielkości , bogactwa i niewątpliwie, także prawdziwego umiłowania sztuki.
We Włoszech , podobnie jak w innych krajach Europy zachowały sie zabytki sztuki etruskiej i rzymskiej. Stanowiły i stanowia żywy przedmiot zainteresowań. i świadczą o bogatej przeszłości. O Włoszech można mówić i pisać nieskończenie…
* * *
Ale Sycylia? Długo nie stanowiła ona przedmiotu zainteresowań turystów.
Nawet i teraz, kiedy miliony zwiedzających każdego roku podrózują do Włoch , Sycylia nie często bywa celem ich podróży.
Streotypy z pewnością odgrywają tu niemała rolę. “Wysuszona ziemia , bieda i mafia”. Taki obraz funkcjonuje najszerzej.
“Jedziecie na Sycylię ?” pytano nas przed wyjazdem. “Nie boicie się mafii?” pytali niby to żartobliwie. “ A co tam właściwie jest ciekawego do zobaczenia?” dodawali na koniec.
Co kogo może obchodzić kraj, ktory kojarzy się wyłacznie z sycylijską mafią?
“Sycylia jest niewiarygodna” powiada jeden z bohaterów powieści Leonarda Sciascii . Towarzystwo parmeńskie prosi jednego z gości o opowieść o Sycylii. Co o niej wiedzą? Może tylko to, że “mężczyźni są zazdrośni i załatwiają swoje porachunki nożami”.
O braku zainteresowania Sycylią pisał znawca Włoch, poeta i powieściopisarz, Jarosław Iwaszkiewicz . “Pamiętam, że kiedyś bezpośrednio z Sycylii pojechałem do Mediolanu. Wraz z tłumaczką poszedłem na wielkie przyjęcie do mediolańskiego wydawcy.
I tam jedna z pań zapytała “Wraca pan z Sycylii? A cóżPan tam porabiał ?” . Podróże na Sycylię “dziką” i “nieznaną” uznawano za dziwactwo .
Dzisiaj się to nieco zmieniło . Jednakże podział istnieje nadal.
Trzeba pamiętać też, iż nie należy nazywać Sycylijczyka Wlochem i vice versa. Obaj byliby śmiertelnie urażeni.
* * *
W naszym wrocławskim domu na jednej z półek biblioteczki stał przewodnik po Sycylii. Książeczka , z trudem zdobyta, była cennym nabytkiem .
Ale pragnienie zobaczenia Sycylii było przez dlugie lata marzeniem niespełnionym.
Czytaliśmy o niej. Fascynowała nas nieopisanie bogata historia wyspy .
Jedne plemiona zastępowały drugie. Kultury nawarstwiały się. Jedne cywilizacje padały a na ich miejsce rodziły się inne. Sycylia ma długą, bogatą historię i kulturę znacznie starszą niż kultura Włoch , od których oddziela ją wąska Cieśnina Mesyńska.
Około kilkunastu tysięcy lat temu wyspę zamieszkiwali Sykanowie, Sykulowie i Elymowie - plemiona, których historia jest tak odległa, iz wydaje się nieprawdziwa. Fenicjanie, którzy zaczęli wyspę kolonizować w XI wieku przed Chrystusem są już nam lepiej znani. Założyli miasto Panormus , dzisiejsze Palermo. Fenicjanie pozostawili swe ślady na wyspie, a od VIII wieku p.n.e. zaczęła się kolonizacja grecka. Hellenowie zalożyli Syrakuzy, Katanię i Mesynę. Syrakuzy stały się jednym z najważniejszych miast starożytnego świata. Niestety przyszedł też kres tej świetności . Do upadku przyczyniły się wojny kartagińsko- greckie trwające blisko sto lat.
“Gdzie dwu się bije tam trzeci korzysta”. Rzym po stoczeniu kilku zwycięskich wojen punickich odparł Kartagińczyków a Sycylię uczynił kolejną swą prowincją . Zyzne ziemie sycylijskie dawały bogate plony. Sycylia stała się spichlerzem Rzymu. Sycylijczycy wielokrotnie zrywali się do walki o niepodległość, ale ich powstania brutalnie były tłumione. Nawet najwieksze imperia upadają . Imperium rzymskie spotkał ten sam los. Zwycieskie plemiona Wandali , które wcześniej opanowały Afrykę Północną , zalały Sycylię. Po nich przyszli Ostrogoci, na czas jakiś stała się częścią Bizancjum a w IX wieku naszej ery przyszli Arabowie i pozostali tu przez dwa stulecia. Zwycięzcy Normanowie wyparli Arabów . Roger II został pierwszym królem Sycylii. W XII wieku władcą Sycylii został Henryk VI cesarz niemiecki, potem Fryderyk II. Potem byli Andegawenowie, potem dynastia z Aragonii a w połowie XV wieku nastąpiło zjednoczenie Sycylii z Neapolem. W pierwszej połowie XIX wieku południowe Włochy i Sycylia stworzyly Królestwo Obojga Sycylii.
Kiedy zwycięski Giuseppe Garibaldi opanował wyspę , ta wraz z Sardynią weszła do zjednoczonych Włoch. Kolejnym ważnym dla wyspy okresem byly rządy Mussoliniego. Pamiętam, iż nasza przewodniczka , młoda i urocza Sycylijka, Anna Spadola, mówiła o rządach Mussoliniego z sympatią. “Ograniczył wpływy mafii, wprowadził powszechne nauczanie, podzielił między biednych rozległe latyfundia. I tym zdobył sobie popularność wśród sycylijczyków”.
Wspomiała też o tym iż Mussolini wypędził Zydów z Sycylii.
Opowiedziała o tym więcej podczas zwiedzania Castelmolo.
Po wojnie mafia wróciła znowu do sił i dopiero pod koniec 1998 roku na skutek zdecydowanych działań rzadu osłabiono jej wpływy.
* * *
Z Sorrento do Villa San Giovanni , jechaliśmy autobusem . Raz po raz wjeżdżaliśmy do tunelu ; jak odnotował mój mąż , na naszej 440 kilometrowej trasie wiodącej do ciesniny Messyńskiej , w tunelach przejechaliśmy 83 kilometry. Poza tunelami pędząc po dobrze utrzymanej autostradzie, mijaliśmy góry gęsto porośnięte krzewami o bujnych żółtych kwiatach, małe miasteczka z domami przycupniętymi u podnóży góry lub zawieszonych na jej zboczach jak ptasie gniazda. Przejeżdżaliśmy obok miasta Polli doszczętnie zniszczonego przez trzęsienie ziemi w 1980 roku. Zachował się tam tylko kościól, ale na krótko. Czas jakiś potem zawalił się . Stało się to w niedzielę podczas niedzielnego nabożeństwa. Pod gruzami zginęlo 100 osób.
Na naszej trasie pojawiło się Sibari, znane w starożytności jako miasto dobrobytu a więc i uciech wszelkich. Otoczone urodzajnymi glebami, nazwane ziemia “miodem i mlekiem płynąca” dało początek nazwie “sybaryta” . Po paru godzinach podróży dotarliśmy do przystani. Podróż promem trwała zaledwie 20 minut (odnotował mój mąż).
Nad nami był nieskazitelny błekit nieba , pod nami i wokół nas szafirowe wody zatoki Messyńskiej a przed nami zarys wyspy. To Sycylia, nasza od dawna wymarzona wyspa.
* * *
Taormina-Mazzaro była pierwszym miejscem naszego postoju. Zamieszkaliśmy w małym hotelu tuż nad morzem . Nasza łazienka miała blizny na ścianach . Pęknięcia od sufitu do podłogi były śladami po trzęsieniu ziemi.
Ale chyba nikt do tego nie przywiązuje tu zbyt wielkiej wagi. Skoro trzęsienie ziemi potrafi znieść z powierzchni duże miasta , jak Messynę co stało się w 1908 , któż będzie troszczyć się o pęknięcia na ścianie?
Natomiast widok z okna był oszałamiająco piękny ; lazur nieba, kobalt morza, dwie małe skalne czarne wysepki . Najpiękniej bywało o wschodzie słońca bo malowniczy obraz uzupełniał śpiew ptaków.
Taormina tonęła w powodzi kwiatow. Kwitły wokół hotelu i w ogrodach sąsiednich domów .
Była piękna czerwcowa niedziela . Z kościołow słychać było nawoływania dzwonów. Zamiast wspinać się po blisko 500 stopniach stromo wznoszących się w górę, pojechaliśmy linową kolejką do centrum Taorminy. Piechotą poszliśmy do Swiętego Nicolo z Bari . W 1980 roku papież Jan Paweł II nadal jej rangę Bazyliki mniejszej. Podczas nabożeństwa dzieci czytały fragmenty Pisma Sw. Znamienne bylo to, iż wśród nich był tylko jeden chłopiec. Po mszy poszliśmy zwiedzać miasto. Wąskie uliczki Taorminy z ukwieconymi balkonami zdawały się rozbrzmiewać echem odległej historii. Doszliśmy do ruin teatru greckiego pochodzącego z III wieku przed Chrystusem . Przebudowany został przez Rzymian .
Z miejsca , w którym się znaleźliśmy rozlega się widok na wybrzeże i na Etnę pokrytą u szczytu biała warstwą śniegu i bardzo delikatnym, niemal przeźroczystym welonem mgły.
Wracając do hotelu, weszliśmy do Giordano Publico , parku miejskiego słynnego z egzotycznej roślinności i położenia. Z ogrodu rozlega się widok na morze Sycylijskie.
Potem spacerujemy głowną ulicą Taorminy; Corso Umberto. Przechodzimy kolejno trzema bramami, zatrzymujemy się przed barokowa fontanną stojącą nieopodal katedry z gotyckim frontonem.
Popołudniu wyjeżdżamy wysoko w góry do Castelmolo.
U naszych stop leży Taormina. W miasteczku kościół St. Nicolo di Bari ( patrona okolicy) . Gwiazdy Dawida wskazują iż kiedyś mieściła się tu synagoga.
Nieopodal winiarnia , w której serwują migdałowe wino. Ale znana jest głownie z tego, że rzeźbione postaci z wielkimi fallusami stanowią głowną dekoracje wnętrza. Podobno zgodnie z wiarą starożytnych Greków fallus przynosi obfitość dóbr i powodzenie w życiu.
* * *
Kolejnym etapem naszej podróży jest Etna. Choć niezmiernie malownicza , urzekająca swą urodą na odległość, stanowi ciągłe, realne zagrożenie. Wspinąjąc się w górę mijamy ślady poprzednich erupcji wylkanu. Czarna lawa pokrywa rozległe obszary. Pomiędzy nimi bujnie kwitnące krzewy. Zółto tu i różowo. Widzimy na pół zalany lawą dom. Druga połowa ocalała.
Nasza przewodniczka zna dobrze daty kolejnych wybuchów, zna liczbę ofiar. Jedne z ostatnich większych wybuchów wulkanu miały miejsce w latach 1991 do 1993. Z powierzchni ziemi zniknęła cała wieś.
Docieramy do stacji kolejki linowej ( funivia) . Pojedziemy nią w pobliże jednego z czterech ciągle aktywnych kraterów wulkanicznych. Pod nami zielone wzgórza pełne regularnych stożków. To dawno wymarłe wulkany. Dojeżdżając w pobliże wierzchołka Etny widzimy już tylko brunatno –czarne kawałki zastygłej lawy. W powietrzu czuje się wyraźny odor siarki. Wspinaliśmy się na Wezuwiusz podczas pobytu we Włoszech, ale Etna robi na mnie jeszcze wieksze wrażenie. Pewnie dlatego, że nie ma tu tłoku . Jesteśmy sami w obliczu Natury.
* * *
Droga do Syrakuz wiodła krętą , wąską drogą. Raz po raz , gdzieś daleko poniżej pojawiało się morze.
Syrakuzy w przewodniku oznaczono trzema gwiazdkami . Nic dziwnego . To jedno z najbardziej znaczących miast Sycylii. I zawsze tak było. Skolonizowane przez Greków z Koryntu w VIII wieku przed Chrystusem uznane zostało za miasto godnie mogące rywalizować z Atenami.
Syrakuzy były pełne splendoru i bogactwa . Na przełomie V i IV w. p.n.e. liczyły 30000 mieszkańców. Potem , w wyniku wojen punickich miasto przeszło we władanie Rzymu, by kolejno doświadczać okupacji Bizancjum, Arabow, Normanów.
W Syrakuzach tworzyli Pindar ( poeta) i Ajschylos - znakomity dramatopisarz. Tu w 287 roku przed Chrystusem urodził się słynny później twórca geometrii Archimedes. To tutaj powstało prawo Archimedesa mówiące o tym , że “ciało zanurzone w wodzie…” itd.
Do dziś przewodnicy zatrzymują się ze swymi grupami przed domem, w którym jak głosi tabliczka , mieszkał Archimedes . Opowiadają o jego roztargnieniu i o tym , jak dokonawszy swego odkrycia wyskoczył z wanny nagi i biegł po ulicach Syrakuz wołajac “Eureka”. Ile w tym prawdy historia milczy, ale opowieść wywołuje prawdziwą radość, szczególnie tych, którzy w szkole z trudem przyswajali sobie definicje z zakresu nauk ścisłych. Mówi się też o roli jaką odegrał Archimedes w obronie Syrakuz. Otóż używając soczewki i lustra, skupił strumien promieni słonecznych i skierował go na stojące w zatoce okręty rzymskie, powodując pożar flotylli wroga.
Ale mimo to nie udało się pokonać Rzymian. Podstępnie zajęli miasto. Archimedes zginął zamordowany przez rzymskiego żołdaka. Zatopiony w swych naukowych rozważaniach uczony nie zauważył iż wróg nadchodzi;
O świetności Syrakuz w czasach greckich przypomina ogromny teatr pochodzący z V w p.n.e. “Persowie “ Ajschylosa to pierwsza sztuka jaką tu wystawiono “ opowiada przewodnik . Prowadzi nas potem do kamieniołomów, w których pracowali niewolnicy. Dzisiaj w tym dawnym miejscu udreki, dojrzewają pomarańcze i cytryny.
Gałęzie uginają się od ciężaru owoców. “zapamiętam ten kraj gdzie cytryna i pomarańcz dojrzewa” myślę, dopuszczając się małego plagiatu . Dokonałam bowiem przeróbki wiersza Slowackiego.
W Syrakuzach odwiedzimy jeszcze teatr rzymski młodszy o dwa stulecia od greckiego, wysłuchamy kolejnych opowieści naszego “cicerone” , podziwiać będziemy wielobarwne krzewy oleandrów i pinie, sosny o kształcie koron przypominających parosole. Będziemy przysłuchiwać się melodiom sycylijskich piosenek dobiegających z otwartych okien i mowie mijających nas mieszkańców Syrakuz. Zastanawiałam się czy ci starsi spośród nich pamiętają desant morski pod kryptonimem “Haski”.
Amerykanie wylądowali w Syrakuzach rozpoczynając swą włoską ofensywę .
Przed odjazdem z miasta zobaczymy jeszcze “źródło Aretuzy”. To tu jest kolebka miasta, jak głosi legenda.
“Fonte Aretusa” czyli fontanna Aretuzy przypomina historię nimfy , którą chce zdobyć bóg rzeki Alfeus. Ale bogini Artemis, strzegąca cnoty swych nimf, zamienia Aretuzę w źródło.
* * *
Rozstajemy się z Syrakuzami ale nie z Sycylią. Przed nami jeszcze zwiedzanie willi rzymskiego patrycjusza ( Villa Romana del Casale) ,nieopodal Piazza Armerina i słynnego Agrigento ( czyt. Agridżento) gdzie czeka na nas Dolina Swiątyń, i gdzie rosną liście akantu.
Czeka nas przyjemny spacer po plaży w cichym , spokojnym , sennym Selinunte , a także pobyt w jednym z najbardziej hałaśliwych miast świata, w Palermo.
W Palermo oszołomi nas kunszt sztuki arabskiej, wzruszy opowieść o świętej Rozalii pustelniczce, która mieszkała w jaskini na górze Pellegrino i która uratowała kiedyś miasto przed zarazą. Będziemy świadkami ślubu w katedrze w Monreale. Odwiedzimy jeszcze wiele kościołow, placyków, targów, gdzie sprzedawcy prześcigają się w zachwalaniu swoich towarów.
A kiedy po kilkunastu dni spędzonych na Sycylii przyjdzie się z nią zegnać będę wiedziała, ze kiedyś za nią zatęsknię .
10/25/2008