Motto: A journey to Italy
should always be seen as a journey of discovery that will reveal not one, but
many Italies.”
--Umberto Eco
O Włoszech pisali najwięksi poeci wszechczasów. Opiewal
je Mickiewicz i Słowacki. Fascynowały Goethego.
Henryk Sienkiewicz, miłośnik historii i włoskiej kultury twierdził, iż człowiek ma dwie ojczyzny; tę, w której się
urodził i Włochy.
Miliony turystów, którzy odwiedzają Włochy każdego
roku utwierdzają nas w tym, iż w sienkiewiczowskim stwierdzeniu „coś musi
być”.
Wielu z odwiedzających powraca . Nam też się to udało.
Podróż włoska , którą odbyliśmy na przełomie września i pażdziernika
2008 była piątą, „jubileuszową”.
Trasa wiodła z Rzymu poprzez Florencję, Pizę, Mediolan, wzdłuż przepięknej drogi nad jeziorem Maggiore do Baweno .
Odwiedziliśmy Lugano w Szwajcarii.
Wjechaliśmy kolejką linowa na górę Tamaro skąd rozlegał się widok na winnice i
malownicze wgórza. W Sirmione, urzekającym
miasteczku włoskim malowniczo połozonym nad jeziorem Garda,
wysłuchaliśmy historii tego słynnego uzdrowiska, znanego już w czasach
rzymskich a rozbudowanego z początkiem XX wieku. Przyjeżdżali tu znani pisarze
jak Ezra Pound i James Joyce. Maria Callas słynna diva operowa, miała tu swoją
willę. W Sirmione zapewne poświęcała czas na troskę o swój cenny głos. Tu
bowiem leczy się oprócz reumatyzmu i bronchitow wszelkie przypadłosci laryngologiczne.
Zatrzymaliśmy się w Weronie, gdzie na jednym z głównych
placów stoi pomnik Dantego, nie budzący zresztą większego zainteresowania
turystow. Oni wypełniają dziedziniec domu Julietty, słynnej młodziutkiej
heroiny dramatu Szekspira. Legenda o
wielkiej , tragicznej miłości Romea i
Julii nie tylko ciągle jest żywa, ale wydaje się , że rozkwita pełniej z
niebywałą siłą.
Potem znaleźliśmy się w Wenecji. Wizyta w Bazylice Sw
Marka , spacer do Ponte Rialto, przejażdżka vaporettem po Canale Grande i zwiedzanie
po raz pierwszy odrestaurowanego po wielu latach słynnego pałacu Ca d’Oro pozostaną
w naszej żywej pamięci. Na placu Swiętego Marka przed Bazyliką były tlumy. Bez
ryzyka mogę stwierdzić iż kryzys ekonomiczny, który zagląda w oczy nie tylko nam
w Stanach i innych krajach Ameryki Północnej i Południowej, Azji i Europie nie jest widoczny w Wenecji. Co
będzie dalej? Zobaczymy.
Potem mieliśmy krótki postój w Rawennie słynącej z
najpiękniejszych zabytkow sztuki bizantyjskiej we Włoszech . W programie
podroży było także dwugodzinne zwiedzanie bazyliki Swiętego Franciszka w Asyżu. Pamiętne trzęsienia
ziemi w dniach 26 września i 3 października 1997 roku poczyniły ogromne zniszczenia. Warto
przypomnieć iż kilka miesięcy po trzęsieniu ziemi , w styczniu 1998 Jan Paweł
II przyjechał do Asyżu, by wyrazic współczucie mieszkańcom Umbrii i wezwać by
nie upadali na duchu. „Niech nie słabnie
w Was moc ducha” wzywał , dodając :
”. Przybyłem do
Asyżu, aby modlić się na grobie Biedaczyny. Z tego miejsca świętego dla
tradycji franciszkańskiej, które tak boleśnie odczuło skutki trzęsienia ziemi,
z tej bazyliki podziwianej przez ludzi na całym świecie, zanoszę do Boga
żarliwą modlitwę za ofiary kataklizmu...”
(...)Dobrze wiem, drodzy bracia i siostry, jak
wielkie szkody wyrządziło trzęsienie ziemi cennemu dziedzictwu humanistycznemu
i artystycznemu waszej ziemi. Ale wiem też, jak silne jest wasze postanowienie,
by nie ulec zniechęceniu(...)
Zniszczenia w
bazylice zostały niemal całkowicie usunięte . Niestety, nie wszystkie freski zostały ocalone. Ale
większość fresków Giottta przedstawiających sceny z życia Swiętego Franciszka
wydawały mi się jeszcze piękniejsze niz kiedyś.
Z Asyżu dotarliśmy do Perugi, stamtąd do Pompeii, by
wreszcie znaleźć się w legendarnym Sorrento .
A stamtąd już tylko „rzut kamieniem” do jednej z
najsłynniejszych wysp Europy – Capri.
Wycieczka dobiegała końca. Z Sorrento wracaliśmy do Rzymu.
W „rekordowym” czasie ale z głębokim wzruszeniem odwiedziliśmy
miejsca poznane podczas pierwszej podróży do Italii . I z równą radością i
zachwytem „odkrywaliśmy” nowe dla nas miejsca.
* * *
Spędziliśmy dwa niezwykle interesujące tygodnie,
podróżując autokarem wraz z grupą ludzi z kilku kontynentów. Najliczniej byli
reprezentowani mieszkańcy Australii. Byli Amerykanie, Anglicy, Kanadyjczycy.
Mili kulturalni i ...zdyscyplinowni. Podczas owych dwu tygodni ani razu nie
czekalismy na nikogo. Podczas wycieczek zbiorowych jest to niezmiernie ważne.
To była bardzo
udana podróż , choc nie ukrywam, że wyczerpująca, wymagająca koncentracji i „harcerskiej”
dyscypliny. Przebyliśmy setki kilometrów. Ale każdy postoj, każda wizyta była
nagrodą za pewne niewygody. Program byl napięty, wstawaliśmy często około
piątej, szóstej rano a wracalismy do hotelu około dziesiątej, jedenastej
wieczorem.
Dzisiaj w Michigan za oknem jest szaro, ponuro i zaczyna
padać drobny śnieg. Wspominam więc z radoscią te kilkanaście dni we Włoszech
pełnych slońca, zieleni, kolorów. W każdym z nas istnieje potrzeba dobra i
piękna. We Włoszech znajdujemy z pewnością to drugie.
Wymienię tu choćby pałace weneckie, mozaiki w BazyliceSw.
Marka i w Rawennie, artystyczne wyroby Murano, rzeźby Michała Anioła, katedry w
Mediolanie i Florencji, place i wąskie uliczki Asyżu i Wenecji, obrazy
Bronzino, freski Giotta, pieśni neapolitańskie , Baveno, Sorrento i Capri.
Ach, Capri...
Znane od dawna ze swej niezwykłej urody. Cesarze rzymscy mieli tu swe
siedziby i do dziś turysta ze zgrozą wysłuchuje opowieści o okrucieństwach
Tyberiusza. Pisał o tym także Ryszard
Kapuściński. Zachwycali się wyspą malarze i opiewali ją poeci. Na Piazzettcie przed Ratuszem z pewnością nie brakło też i
polskich.
Roman Bransteatter pisał w „Powitaniu Capri”.
(...)
Już widzę domy, skaczące
Z tarasu na taras
Jak białe koty.
Już widzę Marina Grande
Leżącą na brzegu
Jak gwiaździsta meduza.
Jak dobrze, że ta chwila
Nie jest nieskończonym wszechświatem,
Ale maleńką wyspą,
Którą mogę utrwalić
W jednym wspomnieniu.
(...)
Capri odwiedzili też Maria Konopnicka i Kazimierz Przerwa
Tetmajer, który znakomicie oddaje nastrój i pejzaż Capri.
Słońce! słońce! słońce! słońce!
Wszystko lśni się, świeci, pała,
złote iskry skaczą z morza,
złotem błyska mewa biała.
Złote smugi drżą po wodzie,
aż po Capri, po Sorrento -
na słoneczny wiatr okrętów
białe żagle rozwinięto.
Na roztoczach morskich głębi,
na szmaragdach i błękitach,
fijoletu ciemne plamy
w rozzłoconych lśnią prześwitach.
Wzgórz majaczą gięte łuki
przez przezroczą mgłę błękitną -
na ich stokach białe miasta,
jak kamelii ogród kwitną.
(...)
Jaki spokój tam i cisza - -
zda się z głębi, od Sorrenta,
wyjdzie cicho z morza Wenus
naga, piękna, uśmiechnięta.
(...)
świat się pławi w złotym blasku -
słońce! słońce! słońce! słońce!
Capri pozostało takie samo. Kiedy wyciągiem
krzesełkowym jechaliśmy na górę Solaro
na Anacapri , u stop w dole , były sady oliwkowe, nieduże winnice, rozłożyste
sosny. W pewnym momencie zobaczyłam starego człowieka podlewającego kwiaty w ogrodzie. Pomachałam
ręką na powitanie. Odpowiedział. Wydawało mi się, że to ten sam, ktorego
widziałam w tym miejscu, przed blisko dziesięciu laty. Oczywiście było to mało
prawdopodobne. Ale skoro wszystko tam „było tak jak dawniej” ...więc , kto wie?
Z cała pewnością na Anacapri powitał nas podniesioną w górę
reką ten sam cesarz Augustus, a z morza wystawały te same dwie słynne skały „Faraglioni”, tak charakterystyczne dla
krajobrazu Capri.
Wracając do tych samych miejsc, w jakich już byliśmy
przed laty, przeżywaliśmy na nowo tamte pierwsze spotknie z Włochami .
Wtedy podrózowaliśmy z naszym czternastoletnim synem
Dariuszem. To wspomnienie ożyło szczegolnie silnie, kiedy byliśmy we Florencji.
W drodze na kolację do jednej z restauracji „z widokiem” i słynnym lokalnym winem
Frascati, autokar zatrzymał się na wysokim wzniesieniu,
na placu Michała Anioła . Stąd widać rozległą panoramę miasta. To tu, z tego
samego miejsca , trzydziesci cztery lata wcześniej , oglądaliśmy Florencję po
raz pierwszy. Trochę poniżej znajdował się kamping, na ktorym rozbiliśmy nasz
namiot. Ten kamping jest i teraz. Drzewa tam urosły wysokie . A my...? My tak samo radośnie zachwyceni jak wtedy przed
laty, kiedy słuchalismy dzwonów bijących
na Anioł Pański. Potem przez lata całe nawet w najśmielszych, szaleńczych marzeniach nie wyobrażaliśmy sobie, że kiedyś
znowu je usłyszymy stojąc na tym samym
florenckim wzgórzu.
c.d.n.