sobota, grudnia 31, 2016

Sylwestrowe wspomnienia z Arles.

           

Grudniowy wieczόr w Arles. Jesteśmy w niedużej hotelowej restauracji ,
 Trzymamy w ręku karty win zastanawiając się nad wyborem. Lista win jest długa , jesteśmy skupieni; ostatecznie wybόr wina we Francji jest sprawą niebagatelnej wagi.  “O , popatrz “ mowię do męża, jest   wino “Van Gogh” .
Polacy mają  wόdkę “Chopin”,  holendrzy czekoladowy likier “Vermeer”,  dlaczego nie miałoby być wina o nazwie  “Van Gogh”?
Francja  korzysta z faktu, że przed ponad stu laty osiedlil się, mieszkał i tworzył tu przybysz z Holandii, artysta, ktόry malował zaledwie osiem lat , a zostawił po sobie  ponad tysiąc rysunkόw  oraz setki listόw,   w ktorych opisywał proces tworzenia swych obrazow . Namalował ich ponad  850 a  200 z nich powstało właśnie, tu w Arles.
Ponad  sześćsest listόw  napisał do swego młodszego brata Theo,  ktory był  jego jedyną podporą  przez wiele lat. Theo trudnił się zawodowo sprzedawaniem  obrazόw; ale  nigdy  nie udało mu się , poza jednym jedynym ( a i to nie jest pewne), sprzedać obrazόw Vincenta . 
Dziś kiedy o obrazy van Gogha  ubiegają się największe muzea świata i prywatni kolekcjonerzy , a każdy z nich  sprzedaje się za dziesiątki milionόw dolarow , trudno uwierzyć,  iż ten Artysta niemal przemierał głodem.
Trudno  uwierzyć, iż  popełnił samobόjstwo pod wpływem szaleństwa, wywołanego  pośrednio (być może) strachem przed beznadzieją nędzy.
                        *      *      *
Arles jest miastem  pamiętającym odległe czasy rzymskiego panowania. Pozostały do dziś  antyczne budowle, ktore harmonijnie koegzystują z kamieniczkami z pόźniejszych epok, z romańskimi czy gotyckimi kościołami.
Arles jest ruchliwym ośrodkiem turystycznym. Przyjeżdzają tu nawet  u schyłku 2001 roku , kiedy z niesłabnącą grozą  Swiat wspomina wydarzenia 11 września , nie mogąc w pełni ogarnąć ich  przyczyn i skutkόw i zamiera na myśl co jeszcze może się stać. Ale życie biegnie swoim torem. Więc ludzie podrόżują
Przyjeżdżają do Arles mimo, że  zimowe niebo Prowancji jest szare, od Małych Alp wieje mroźny Mistral ,  rozległe rowniny  są brunatne , winnice opustoszałe , na świecie niebezbiecznie, .
 Ciągną tu liczne japońskie wycieczki zbiorowe, zjeżdzają wielbiciele kultury francuskiej.
Tym samym pragnieniem przywiedzeni,przyjechaliśmy i my.
Zresztą, Vincent van Gogh przyjechał do Arles właśnie  zimą.
 I choć przyjechał tu  dla owego cudownego światła , zafascynowany obrazami impresjonistόw, z ktόrymi zetknął się w Paryżu, jakoś musiał pogodzić się z tym ,  że otacza go pejzaż  jeszcze zimowy… Arles   było  pod śniegiem, bo była to jedna z ostrzejszych zim w ostatnich dziesiatkach lat XIX wieku.
Tak więc w pierwszych tygodniach  pobytu,  nad jego głową wisialy  niskie, szare chmury, tak jak ja je widziałam spacerując po  placach i wąskich uliczkach Arles.
                        *      *      *
  W restauracji hotelowej w Arles zamawiamy  więc wino “Van Gogh”.
“Czy to nie dziwne? Za życia taki był nieznany, niedoceniony  i taki straszliwie ubogi a teraz wszędzie jest jego nazwisko…” mόwię do kelnerki .  “O tak,  był bardzo biedny, a dzisiaj…” odpowiada,  nie kończąc myśli; wszyscy troje wiemy,  o co chodzi. “ Ce  n`est pas juste” dodaje . Tak, to prawda, “to jest niesprawiedliwe…”. Jeżeli jest sprawiedliwość to  przynajmniej nie jest rychliwa…
Kelnerka  przynosi  butelkę wina,  na ktόrej widnieje reprodukcja  jednego z  jego autoportretow.        
* * *                                                                               
Przyjechaliśmy do Arles, zimą 2001 roku bo od dawna chcieliśmy wrόcić , choć na kilka dni , do Prowansji.
 Zafascynowała nas już dawno. Byliśmy tam po raz pierwszy  latem 1974 roku. Rozbiliśmy wtedy namiot na polu campingowym w Tarascon .  Potem  jeździliśmy oglądać zachowane dowody chwały i potegi rzymskiego imperium; areny w Arles, Nimes, Orange i wspaniałe gotyckie kościoły , ktόrych frontony zdobią wspaniałe  rzeźby świętych . Niestety wielu świętych  stoi bez głow; postrącano je podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej.
Kiedy byliśmy latem  było upalnie, błekitnie . Zieloność wysokich cyprysόw i cień  padajacy od koron ogromnych platanόw , ktόrymi wysadzane są aleje miast i miasteczek były takie jak na obrazach impresjonistόw, a noce nad Rodanem  tak  gwiaździste jak  ta, ktόrą namalowal van Gogh 28 września 1888 roku…
Z cała pewnością na ożywienie tego naszego marzenia o “powrocie” do Arles , do  Prowansji wpłynęła także obejrzana  w Chicago wystawa malarstwa “Van Gogh and Gauguin. The Studio of the South” .
Naszą decyzję o podrόży “za morze” podjęliśmy jakby na przekόr temu co dzieje się na swiecie.  Uznaliśmy, że nie należy niczego odkładac  na “przyszłość”.
Teraz trzeba  korzystac z każdej okazji by pojechać, zobaczyć, przeżyć…Bo przecież  nikt nie wie co stanie się za chwilę. “Carpe diem” mawiali Rzymianie…                                                    
Ostatni dzień roku 2001 spędzamy w Arles.Na Sylwestra bawimy się w  “Atrium”. Jakoś nie zwabił nas “Juliusz Cezar” bo i  za drogi i  zbyt oficjalny.
“Atrium” wypełnia rozbawiony tłum. Srednia wieku raczej wysoka. Dekoracja swiąteczna. A na ścianach fotografie białych koni i …głowa byka. Jesteśmy przecież  na Poludniu a tu  corrida  jest rόwnie  popularna jak w Hiszpanii. Wspaniałe rasowe czarne byki są tak samo przedmiotem zachwytόw  i piękne, białe konie z Camargue .
“A co robi ta bycza głowa na ścianie”, pytam  sąsiadki przy stole.
“ To tragiczna ofiara wypadku! We Francji nie zabija się bykόw , tak jak dzieje się to na corridach w Hiszpanii; ale  bywają  przypadki .  Jego śmierć nie była zamierzona…” tłumaczy. 
Na innej ścianie, niemal przy wejsciu ogromny napis “Witamy członkόw stowarzyszenia “bulistόw”.
“Bule” należą do najpopularniejszej gry francuskiej “prowincji”, ( a “ prowincją” wg Paryżan jest wszystko co leży poza obrębem Paryża,  gdzie też  zresztą grają z zapałem w bule) …
Gra w “bule” jest nieodłacznym elementem życia towarzyskiego, sportem, elementem krajobrazu francuskiego. Nawet w te mroźne dni , kiedy szaleje Mistral widzieliśmy starszych panόw ( a także panie- !) “turlających”po placyku wysypanym żόłtym piaskiem metalowe kule…
Przy naszym stole siedzi kilkanaście osόb , nie znamy się nawzajem, większosć chyba jest spoza Arles; ale nie ma cudzoziemcόw poza nami.
Przy stole pozostały tylko dwa wolne miejsca. Ale rychło zostaną zajete przez starszych państwa.  Ona jest szczupła  i ruchliwa, nieustannie skoncentrowana na partnerze. On siwiusieńki,  nieduży, lekko przygarbiony. I kiedy podnosi głowę spotykam jego wzrok.  Ma bardzo wyraziste oczy . I  już po chwili nabieram przekonania,  ze  gdzieś widziałam taka twarz. Ale potem moja uwaga skupia się na czym innym .
Idziemy tańczyć.
Orkiestra gra  francuskie walczyki, szczupła  wysoka piosenkarka śpiewa francuskie przeboje znane nam z  filmόw i polskich sal dancingowych  z lat 60-tych. Podoba nam sie tam rudawa “szansonistka”, ma w sobie  coś niezmiernie  intrygującego.
W głosie, w wyglądzie. Szczegolnie w wyglądzie. Mała głowa, podłużna twarz, długa szyja , spadziste  ramiona;  Ma na sobie   rόżową  bluzkę…
 I nagle olśnienie. Alez ta piosenkarka jest calkowicie podobna  do modelki Modiglianiego,  pozującacej  do obrazu “Rόzowa Bluzka”. Ten portret   widzieliśmy w muzeum w Avinionie , kilka dni wcześniej. “Niesamowite podbieństwo, aż nieprawdopodobne”. 
  Około dziewiątej zaczyna się kolacja; wnoszą niezliczone ilości butelek wina a potem wielorakie dania; nie sposόb ich ani zliczyć ani nazwać.  Gatunki wina,  zmieniano w zależności od  serwowanej potrawy .
Ilośc wypitego wina podnosi temperaturę sali, zaczynają się zbiorowe śpiewy i rośnie taneczny zapał w przerwach pomiędzy daniami. Nawet nasi “vis a vis” sąsiedzi tańczą wytrwale , a ja coraz bardziej się upewniam,  iz tego siwego pana musiałam gdzieś już widzieć…te oczy, szczupłość twarzy, zarys brody, ostry nos… I już wiem, ale nie mam odwagi  wyznać  tego…nawet przed sobą. “Jakieś maniactwo, czy co?” myślę.
Ale wiem na pewno, że ten człowiek jest całkiem, ale to całkiem podobny do Vincenta ; widziałam przecież wiele  jego autoportretow a  studium do autoportretu z 1887  malowanego w Paryżu przedstawia bardzo podobną twarz. Tyle tylko, że mόj “vis a vis” nie nosi zarostu…
Kiedy zbliża się pόłnoc obsługa  na wόzku przywozi wielką makietę prowansalskiego domku. Cały skrzy się  światłami . A wraz z wybiciem 12-tej wybuchają fajerwerki ulokowane na tejze makiecie. Wszyscy klaszczą i śpiewają . A po chwili wszyscy wszystkich całują składając sobie noworoczne życzenia. Szampan znόw ku mojemu zaskoczeniu podano już dobrze po pόłnocy.
W Arles zabawa trwała do pόźna  tzn  wczesnego ranka. My wyszliśmy po trzeciej nad ranem i byliśmy jedni z pierwszych .
Opuściłam salę  nie dowiedziawszy się czy mόj sąsiad z balu mial jakieś zwiazki krwi z Van Goghiem czy nie. Może  jeszcze kiedyś jakiś badacz życia Vincenta  to odkryje, ktόż to wie…

















                              

piątek, grudnia 30, 2016

Boze Narodzenie  i chrześcijanie w Japonii.  



 
 
Fascynujące jest poznawanie odmienności kulturowej różnych narodów, ale równie interesujace jest odnajdywanie  pewnej wspólnoty zachowań, odczuć, obyczajów .
Każdy z nas bez trudu zauważy jak szybko w Polsce przyjeły się “niby-amerykańskie”  “Walentynki” ,  czy “Halloween”.
Jedni sądzą  iż jest “cool” inni , że to “obraza boska”.
Ale nie zmienia to faktu, iż niedawne “obce” przyjmuje  się za swoje .
Po  jakimś czasie , poza badaczami , nikt nie będzie pamietać skad się te obyczaje wywiodły.
Podobnie jest w Japonii. Wiele obyczajow z zewnątrz , po licznych modyfikacjach,  zostalo zaadoptowanych .
Archipelag japonski od drugiej połowy XiX wieku  nie stanowi  oderwanej od zachodniego świata  enklawy. Najpierw były wplywy brytyjskie (stąd do dziś jeździmy tam po lewej stronie szos), potem niemieckie, a po wojnie amerykańskie. Japonczycy przyjęli narzuconą przez Amerykanów konstytucję  ale także liczne zwyczaje.

Mieszkańcy “Kraju Kwitnącej Wiśni”podobnie jak mieszkańcy innych panstw , podatni są na odziaływanie z zewnatrz. “Importując” obyczaje czy adaptując je ,nie tracą własnej tożsamości.  

* * *

Japoński  okres “bożonarodzeniowy” jest tematem mojej opowieści.

Czy w Japonii święta Bożego Narodzenia są zauważane? Czy Japończycy, spośród ktorych tylko 1% stanowią chrześcijanie , obchodzą Boże Narodzenie?

Zapytani o to moi liczni znajomi japońscy  w większości wyznający buddyzm i szintoizm odpowiadają  iż jest to święto chrześcijan. Równoczesnie jednak, data 24 grudnia a także  25 grudnia, nie są całkiem  zwykłymi datami.

Dwudziestoletnia Ryo Saiku zapytana o to jak będzie ten dzień obchodzić mówi “ Nie planuję niczego specjalnego, ale myślę , że prawdziwe znaczenie Bożego Narodzenia  ma związek z miłością”.

Boże Narodzenie w Japonii jest dniem , w którym wzajemnie młodzi ludzie obdarzają sie prezentami. Prezenty otrzymują też dzieci. Niektórzy moi rozmówcy , wspominają iż dostawali  prezenty “pod poduszkę” albo” za poduszkę”. “To tak ja w dzieciństwie, na Sw. Mikołaja” !

Toshi, młody filmowiec , pracownik  telewizji w Kioto pamieta, iż jego rodzice wieszali wielka skarpetę a w niej byly  schowane prezenty. To oczywisty wpływ „amerykanizacji”!

Swięta Bożego Narodzenia dla Japonczyków  nie maja znaczenia religijnego. Ale  są dniem ważnym w życiu wielu młodych ludzi. Niemal powszechnie przyjętym obyczajem jest  zapraszanie  ukochanej dziewczyny do wytwornej restauracji na romantyczny obiad. Często obdarowuje się ją  jakimś kosztownym prezentem, a nierzadko dochodzi tego dnia do oświadczyn. A jak swiętuje rodzina japońska?  Pracujący mężczyzna najczęściej uczestniczy w jakimś przyjęciu zorganizowanym przez pracodawcę.

 Jednakże  w drodze do domu,( o ile nie przesadził z nadmiernym spożyciem piwa Asahi, Saporo czy wodki ryżowej “sake”), tradycyjnie kupuje bożonarodzeniowy tort. Moja przyjaciółka Yoko sama kupuje tort, ktory zjada ze swoją teściową i córkami, w wigilię Bożego Narodzenia. Jej  mąż zgodnie z obyczajem panującym w wielu miejscach pracy zwykle “baluje” poza domem.

Tortu  nikt podobno nie piecze w domu sam. Jest jednak tak popularny , iż  dzięki temu cukiernie w Japonii nie bankrutują.

Bożonarodzeniowy tort stał się swego czasu symboliczny. O dziewczynie, która nie wyszła za  mąż przed upływem 25 roku życia mówiło się, że jest jak “bożonarodzeniowy tort”, którego   po 25 grudnia już pewnie nikt nie kupi, o ile nie dostanie dużej zniżki ceny. Nota bene to powiedzenie juz jest zapewne nieaktualne, gdyz mlodzi Japonczcy coraz póżniej  decydują się na małżeństwo.

Z okazji Bożego Narodzenia sklepy, place , ulice i domy japońskie dekoruje sie na wzór zachodni. Tak więc są i  migącące światła i sztuczne choinki. Dzieci robią origami-piękne kolorowe żurawie, które są symbolem pokoju i długowiecznosci. Projektanci  choinkowych ozdób łączą zachodnia sztukę z tradycyjną sztuką japońską.

 Na jednym z placów w Tokio ustawiono kilka lat temu  “choinkę”o wysokości pięciu metrów zrobioną z 3.795 lampek do szampana.

Japończycy “zaadoptowali” także  jedno ze swych  dobrych  bóstw Hotejoszo, do roli  Sw. Mikołaja ( czy raczej Santa Claus) .

Pamiętam iż podczas naszego pierwszego pobytu, przechodząc  koło jednego ze sklepów zostałam przywitana amerykańskim “ho, ho” a zaraz potem już po japońsku, zaproszeniem  do sklepu na zakupy. Przede mną stał wysoki młody Japończyk ubrany w mocno zmodyfikowany strój  “amerykańskiego Santy”. Przypominał iż nadszedł czas na zakup światecznych prezentów.

Stosunek do tych bożonarodzeniowych zwyczajów zależy w dużej mierze od wieku rozmówcy. Pamiętająca czasy swego biednego, powojennego dzieciństwa Toshiko , wykształcona i bywała w swiecie, zapytana jak ona obchodzi to swięto odpowiada. “ Ja nie obchodzę. Jestem buddystką i wyznawczynią szinto . Nie jestem chrzescijanką . Drażni mnie jednak , że  świeto Bożego Narodzenia, ktore ma tak glebokie duchowe znaczenie  dla chrzescijan, zostało w Japonii sprowadzone do odpowiednika  “dnia Walentynek” . denerwuje  mnie, że handlowcy “przechwycili je” jako kolejną  okazje dla jeszcze bardziej nachalnej komercjalizacji”.

Natomiast wszyscy moi młodzi rozmowcy dobrze wspominają podarki bozonarodzeniowe z okresu dzieciństwa . Jedna z rozmówczyn pamieta poza ciastkami i prezentami opowieści misjonarki o Jezusie.Jednak  wszyscy zgodnie uważają iż japońskie Boże Narodzenie pozbawione jest  prawdziwie  duchowego  znaczenia .

* * *

W Hikone, gdzie mieszkaliśmy,  jest katolicki kościół. Byliśmy tam na mszy po raz pierwszy w 1992 roku podczas naszego pierwszego pobytu w Japonii. Zaprowadził nas tam  Japończyk, którego poznaliśmy podczas jakiegoś towarzyskiego spotkania.

Satoshi jest  katolikiem. Jak to się stało? Tuż po wojnie po raz pierwszy zetknął się  z amerykańskim misjonarzem ,  ktory nie tylko chciał go  nawrócić na katolicyzm, ale też nakarmił . Satoshi dobrze wspomina tamtego księdza. Pozostał wierny katolicyzmowi. Proboszcz kościoła, franciszkanin z New Jersey odprawia tu msze św.  w jezyku japońskim, portugalskim i angielskim.  Przez trzy niedziele w miesiącu. Każda msza   w kolejnym tygodniu. Podczas naszej pierwszej mszy świętej  w Hikone bylo około 50 osób. Kobiety na włosach miały biale mantyle. To przypomniało mi iż pierwszymi misjonarzami byli tu Hiszpanie i Portugalczycy.



* * *

Katolicyzm zawitał do  Japonii w XVI wieku.  25 lipca 1549  roku na pokładzie chińskiego statku do portu Kogoszima na wyspie Kiuszu przypłynął  jezuita brat Xavier, Hiszpan z Nawarry, misjonarz działajacy w Indiach, Goa i Malazji (Mallaca) .

Po przybyciu do Japonii  jego prośby o audiencję u lorda  (dajmio) Szimasu Tokahisy, zostały spelnione. Xavier  wraz z towarzyszącymi mu osobami doznał wielu dowodow sympatii i  gościnności. Spędził na wyspie ponad rok. Pisząc o Japończykach, wysoko ocenia ich poczucie honoru, uczciwość, szczerość, skłonność do zwiazków monogamicznych, umiejętność słuchania a nade wszystko  zdolność  do duchowych przeżyć. Zaniepokoiła go natomiast nadmierna “miłość” do sake- wódki ryżowej.

Misja  katolicka Xaviera doprowadziła do nawrócenia około stu osób. Jednakże obudziło to poważny niepokój  władcy Kiuszu. Xavier usiłuje uzyskać posłuchanie u cesarza w Kioto, ale nie udaje mu się to. Musi swą misję uznać za zakończoną. Tak więc jego dyplomatyczne zabiegi nie zaprowadziły go daleko. Nie pomogły argumenty, iż rozwój chrześcijaństwa doprowadzi do rozwoju handlu a ten  wpłynie znacząco na rozwój gospodarczy Japonii. “Taki handel pozwoli na uzyskanie zagranicznych towarów  jak  broń, proch i surowce do produkcji jedwabiu” zapewniał  podobno w swych dyplomatycznych rozmowach.

* * *

Szogun Hidejoszi , jeden z pierwszych, którzy podjęli próbę zjednoczenia Japonii i dązyli do jej izolacji Japonii,  zakazał działalności misyjnej. Misjonarzy zaś uznał za szpiegow obcych mocarstw.

W początkach XVII wieku, w okresie rządow Tokugawy doszło do licznych aktów przemocy wobec chrześcijan .

W 1615 roku Tokayama Ukon, bogaty lord, który  razem ze swym ojcem przeszedł na wiarę katolicką , został  skazany na banicję na Filipiny. Wraz z nim wypędzono l47 współwyznawców , wśrod ktorych byli misjonarze  europejscy.

Chrzescijanie japońscy nie raz doznawali poniżeń i opresji. Nie mniej jednak wielu z nich od wiary nie odstąpiło. W pewnym okresie chrześcijanie zostali zesłani do Nagasaki. To tam w 1930 roku przybył Ojciec Kolbe a wraz z nim Zenon Zebrowski, misjonarz, który spędzil w Japonii około 50  lat. Wygnani do Nagasaki chrześcijanie stali się ofiarami wojny, niemal tuż przed jej zakonczeniem.

Nagasaki zostało zmiecione  z powierzchni ziemi przez amerykański nalot atomowy.

“Czyż to nie ironia losu”mówi mi jedna z moich japońskich  znajomych. “Amerykanie  byli przecież  także misjonarzami nawracającymi Japończyków na wiarę chrzescijańską. I Amerykanie doprowadzili do straszliwej śmierci tysiące niewinnych. Wśrod nich byli wierni wyznawcy Chrystusa.  Czy sądzisz , że chrześcijański Bóg tego chciał ?“

Ja milczę, bo jaką mogę dać jejodpowiedź?  Moja znajoma pochodzi z Hiroszimy.


czwartek, grudnia 22, 2016

...Poeta odszedł. Jego wiersze pozostały.


Dzisiaj, 22 grudnia dowiedzialam sie, ze zmarl Tadeusz Chabrowski -Poeta.
Zostana po Nim jego wiersze i  nasza pamiec.
"Non omnis moriar"..."Nie wszystek umarlem..."

Kilka lat temu bedac pod wrazeniem  wierszy w tomie "Magister Witalis" napisalam ponizszy artykul .

"Magister Witalis"
“(…) bądź sam ze sobą uczciwy,

nie lekaj się  czerwonego połysku miecza,

od jadowitych uczuć niech cię broni

zdrowy rozsądek i miłość ,

która jest odtrutką na otchłanie nienawiści

Powyższy cytat pochodzi z jednego ze  zbioru poezji Tadeusza Chabrowskiego  “Zielnik Sokratesa”. Posłużyłam się tym fragmentem wiersza   jako mottem, gdyż  ważne są te słowa .

Nietrudno zauważyć jak często niektórzy  posługują się “częściowa prawdą” po to by innych poniżyć, podeptać. Z  półprawd powstają całe kłamstwa, mające na celu budzić  pogardę do drugiego czlowieka. Oburzamy się na takie deprecjonowanie innych , naturalnie. Jednakże, jakże rzadko dajemy temu wyraz. Tak więc wezwanie poety wydaje mi  się  ważnym przeslaniem moralnym, filozoficznym , etycznym .

Miłośnicy i  znawcy   poezji Chabrowskiego , głęboko humanitarnej,  poruszajacej I skłaniającej do refleksji , mogą teraz sięgnąć po nowy zbiór wierszy zawarty w niedużym tomiku ,“Magister Witalis”.

Ci, z państwa, którzy  uczyli się łaciny zapewne skojarzą tytuł z przyslowiem “Historia vitae magistra est” co znaczy” historia jest nauczycielka życia”. O czym chce nam powiedzieć, co chce nam przekazac “Magister Witalis” alter ego Autora?

Chabrowski  pisze   o swych doznaniach, doświadczeniach, zwątpieniach , niepokojach i nadziejach. Czy tylko swoich? Czytając  te wiersze można w nich odnaleźć też własne rozterki, wlasne spostrzezenia I stawiane sobie pytania, na które nie zawsze umiemy znaleźć odpowiedż.

Czym jest prawda  pyta poeta ( Prawda).



Prawda , jest jak sopel lodu-chłodna,

Przymarznięta grzbietem do chmury,która unosi się nad ziemią:

Czasami zawadza o górę, łamie się i  kruszy,

mozna ją w małych kawałkach pozbierać z trawy”(…).

Poeta , który  studiował filozofię , podpowiada nam co mędrcy I filozofowie mówili o prawdzie:

Sokrates, mówił, że nic nie jest w stanie się jej oprzeć

Platon,że jest najpiękniejszą ideą,

Kosciół ,że jest religijna i cnotliwa,

Hegel,że istnieje tylko w naszym myśleniu” (…).

A współcześni? Co zdaniem Poety mówią o prawdzie?

(…) “ jest zwykłą zagadką naszego mniemania”.

Chabrowski  pisze też o swojej poezji, o swoich rymach “dawno wywiezionych z Kraju”, które tam

Dawniej pieniły się jak leśmianowska łąka,

Łatwo je było rozkołysać, (…)

Czy teraz  tak nie jest?  Może nie ma już młodzieńczych “rozkołysanych rymów” , ale wiersze są dojrzalsze, bo i  poeta jest  bogatszy o liczne życiowe doświadczenia  

Wiersz “Moje rymy” przypomina okres młodości, pobytu w Kraju, w Częstochowie gdzie

Aleją topoli przejeżdżała zaczarowana dorożka

Mistrza Gałczyńskiego, kapela pszczół ubrana

w skrzydła wypraszała melancholię z pól,

mozna się było cieszyć do świtu.”



 Pokolenie Poety jest ciężko naznaczone przez los I historię . Dzieciństwo  Chabrowskiego i wczesna młodość upływały pod znakiem wojny I okupacji. Po wojnie uczęszczał do męskiego Liceum Henryka Sienkiewicza w Częstochowie. Swoją szkolną edukację zakończyl  wtedy tzw. mala maturą. Po niej wstąpił do nowicjatu zakonu Paulinów. W jakiej mierze było to powołanie, w jakiej wynik atmosfery go otaczajacej, nie potrafię  ocenić .

  W swojej  opowiesci-“Skrawki  białego habitu”  mającej znamiona autobiografii   wydanej w 2010 roku, kreśli przejmujący obraz zycia w nowicjacie. Dla Czytelnika jest to niewątpliwie obraz fascynujący, bo przeciez  ten temat  literature polska podejmuje niezmiernie rzadko .

Jego doświadczenia i wiedza zdobyte  w okresie klasztornym, zaznaczyly się  w sposób oczywisty  w jego poezji.

Poezja Chabrowskiego- filozofa ,  jest boleśnie prawdziwa, dotyka najbardziej istotnej części naszego istnienia. 

Być może wielu z nas zadaje sobie dramatyczne pytania  takie jak “Pytania Witalisa”

Witalis poważnie zastanawia się, co będzie z jego duszą

Gdy słabowite ciało stanie się jeszcze bardziej bezwładne ,

Ochoczośc umyslu spowolnieje ,napływajace słowa stana się niezdarne(…)

Jeśli się zapomni tabliczki mnożenia i
dziesięciu przykazań Mojzesza(…)

A śmierć oznajmiając koniec czasu ,  zacznie piać przy łóżku …

Co się wtedy stanie?

W wierszu z “Z tytułu wieczności” pojawia się podobne pytanie .

Pytanie jest drastyczne-pomyślał Witalis,Czy będę, gdy wieczność przeminie”?

Nie tylko filozofia I sens istnienia są przedmiotem tej ambitnej , pięknej, choć niełatwej poezji Chabrowskiego.

Poeta wrażliwy jest tez na to co przynosi rzeczywistość. Nie stroni od jej opisywania. Reaguje na to co “tu I teraz”. W marcu 2003 roku Poeta  pisze “Wchodzimy do Unii”

Wchodzimy do Unii ze wszystkimi rzeczownikami: z bębnem, biedą, z blizną, z duszą na ramieniu

Z kąkolem, kiełbasą I zakopiańskim kozuchem,

Niech wiedzą, że mamy mleko I motyle.”

Nasze czasowniki potrafią kipieć , kąsać I kląć (…)

Potrafią obudzic z odrętwienia swiat.



W kwietniu 2010 roku  pisze  “ Smoleńsk”.

 Dlaczego musieli odejść wczesnym porankiem,

Kiedy mgły jeszcze wałęsały sie po polach,

a dusze pomordowanych w katyniu zmęczone długim snem

czekaly na gości z ojczyzny…”



Choć przygnębiony narodową tragedią, wie, że życie będzie się toczyć dalej.

Kończy bolesne rozważania słowami

”ułozymy sobie życie,

Smutkom damy odpocząć, by naszym dzieciom było lepiej.”

Dużo miejsca w swych rozwazaniach poetyckich  poświęca   Bogu.

Czy Bóg jest abstrakcją?

Piszę wiersze o Bogu, który jest abstrakcją ,

Jest Miłoscią-nadzieją i życiem:

Wiem,  ze ten tekst skończy się klęską

W czczych słowach nie znajdę metafory (…)

***

Twórczość  Tadeusza Chabrowskiego , polskiego poety mieszkającego w Nowym Jorku,  charakteryzuje “konfesyjność” i głeboka refleksyjność. Znamienny jest też powtarzajacy się w Jego wierszach motyw rozmowy z Bogiem .

Chabrowski  należy do  reformatorskiego nurtu  poezji, który zapoczątkował  nieżyjący juz ksiądz Jan Twardowski .

Magister Witalis , najnowszy tom Chabrowskiego , podejmuje między innymi  dylemat współczesnego człowieka rozdartego między katolickim rygorem a życiem cywilnym.

Znajdujemy w tej poezji afirmację świata i nieskrępowaną radość życia połączono ze świadomością nieubłaganego przemijania i bezsilności człowieka wobec włanych słabości, niedoskonałości jak i   ulotności życia.

W 2010 Tadeuszowi Chabrowskiemu przyznano nagrodę “za najlepszą książkę roku dla pisarza mieszkającego na stałe poza granicami kraju”. Nagrodę przyznał działajacy w Londynie Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie . Jury Nagrody Literackiej  tworzą zarówno osoby z Wielkiej Brytanii, jak i z Polski. Jego przewodniczącym jest Andrzej Krzeczunowicz - prezes Związku  w Londynie, a w składzie jury są: dr Nina Taylor-Terlecka z Oxfordu, prof. Jakub Z. Lichański z Uniwersytetu Warszawskiego, dr Beata Dorosz z Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.Jest to ważna nagroda literacka . Jej laureatami byli między innymi Jan Lechoń i Czesław Miłosz.

Tadeusz Chabrowski, Magister Witalis , LSW, Warszawa 2011


środa, grudnia 21, 2016