niedziela, października 29, 2006

Listopadowe refleksje



Listopad w polskiej kulturze kojarzy się nierozłącznie z dniem pamięci o zmarłych.
Dzień Wszystkich Swiętych w Polsce jest dniem szczególnym. Polacy przemierzają Kraj z jednego krańca na drugi, nie zważając ani na trudy, ani koszty podróży. Jadą by zapalić świeczki na grobie bliskich, odmówić modlitwę , swą obecnością zaznaczyć iż ‘non omnis moriar’ ma przecież szerokie znaczenie.
Nad cmentarzami polskich miast unosi się zapach wosku i woń chryzantem.
Kiedy zapada noc, niebo nad nimi jarzy się czerwoną łuną, widoczną z daleka.
Ci, którzy odwiedząją groby swych najbliższych zapalają świece także na na grobach tych, których nikt nie odwiedzi. Pod pomnikami pomordowanych w Katyniu, Miednoje, Ostaszkowie i w innym miejscach kaźni płona tysiące zniczy . Pamięta się też o zmarłych na Kresach.
Setki , tysiące zniczy dają świadectwo ciągle żywej pamięci .
Migocą światła świec na Powązkach i na cmentarzach małych polskich miasteczek i wsi.
My, rozsiani po świecie ( z konieczności bądź własnego wyboru), mamy niemal pewność , iz w Polsce także i na grobach naszych bliskich zapłonie małe, drżace światełko. Kwiat postawiony przez jakąs przyjazną dłoń będzie jaśniał w mrokach wcześnie zapadającego, listopadowego wieczoru.
* * *
“Tam jest moja Ojczyzna, gdzie są kości moich przodków” mówią amerykańscy Indianie.
Dla nas więc cały świat byłby tą ojczyzną, bo trudno znaleźć miejsce, gdzie nie spoczywali by Polacy snem wiecznym.
Jestem daleko, za Wielką Wodą , w Stanach Zjednoczonych i nie pojadę odwiedzic grobów swych bliskich ani w dniu Wszystkich Swietych ani w Dniu Zadusznym.

* * *
Moj malutki braciszek zmarł we lwowskiej klinice pediatrycznej, dokąd rodzice pojechali szukać ratunku.
Miał kilkanaście miesięcy. Pochowano go na Cmentarzu Lyczakowskim we Lwowie.
Braciszek nazywał się Rysio. Odziedziczyłam po Nim imię .
Wśród rodzinnych dokumentów, uratowanych z wojennej pożogi , zachowało się zdjęcie ślicznego , dwumiesięcznego niemowlaka i mała wizytówka, na której na odwrocie ktoś wpisał gratulacje z okazji narodzin Rysia. “By nowonarodzony syn był piękny jak Apollo, bogaty jak Krezus , mądry jak Salomon, dzielny jak Piłsudski. Niech szczęście sprzyja i dola pieści” Niestety, piękne życzenia nie spełniły się. Zmarł mając niespełna dwa lata.Zdjęcie malutkiego Rysia i wizytówke przywieźli ze sobą moi rodzice, kiedy przesiedlono ich na “ziemie odzyskane”. Potem ja odziedziczyłam to zdjęcie . Przywiozłam ze sobą do Stanów, jako jedyną pamiątkę po nieznanym mi braciszku.
Tyle rzeczy zostało za nami, zaginęlo na szlaku tułaczki wojennej moich Rodziców na drodze z Kresów, do Polski centralnej, a stamtąd na tzw. Ziemie Odzyskane, ale zdjęcie i ta karteczka się zachowały.

* * *
Państwowy Urząd Repatriacyjny wydał Ojcu nakaz osiedlenia w poblizu Opola.
Ziemie te przypadły Polsce w ramach przesuwania europejskich granic w wyniku porozumień Wielkiej Trójki. W Teheranie, a potem w Jałcie zapadły decyzje na mocy, których moi Rodzice nigdy nie odwiedzili grobu swego pierworodnego syna.
Ale przynajmniej znali miejsce gdzie Go złożono.
Nie znamy jednak do dziś miejsca pochówku mojej pięknej ciotki Marylki ani jej kilkuletniej córeczki Urszulki. Obie umarły z głodu, wyczerpania , pracy ponad siły. Zostały na nieludzkiej ziemi, gdzies w dalekich stepach Kazachstanu, dokad wywiezione zostały obie z babcią i trójką dzieci. Najmłodszy Jureczek, miał wtedy cztery lata. Przeżył . Cudem zapewne. To było w lutym, a zima była ciężka tego pamiętnego roku wywózek. Jurka spotkałam kilka lat temu, podczas swej wizyty w Polsce. On przyjechal po raz pierwszy po wojnie. Mieszka w Anglii od czasu, kiedy jako kilkunastoletni chłopiec wraz z innymi polskimi dziećmi z sierocińców w Indiach , został przeniesiony do Anglii. Nie zapomnial języka ojczystego, w mieście, gdzie mieszka jest wielu Polaków emigrantów wojennych.
On nigdy nie odwiedził grobu swojej Matki i siostry. Nie wie też, gdzie pochowano jego ojca, zgładzonego bestialsko przez NKWD zaraz na poczatku wojny .
* * *
Nie byliśmy w lasach Miednoje, gdzie najpewniej pochowano Ojca mego męża. Ostatnie dni życia spędził w obozie w Ostaszkowie. Oficjalna wiadomość o tym, że został rozstrzelany przyszła do nas o Stanow 13 grudnia 1991 roku. Pamiętam ten moment, kiedy w ręku trzymałam białą kopertę przysłaną z Moskwy. W kopercie był list, napisany odręcznie. A w nim sucha informacja o tym kiedy i z czyjego rozkazu rozstrzelano polskiego jeńca wojennego Pelca Stanisława. Dowiedzieliśmy się też jaki numer nosił rokaz rozstrzelania Ojca.
* * *
W tym roku, podobnie jak w poprzednich latach , swego długiego już pobytu w Ameryce , zamiast chryzantem , kupiłam cukierki dla dzieci z okolicy.
31 października po zachodzie slonca będą łomatać w drzwi z zawołaniem “Trick or Treat” .
Ale pamięcią będę wracać do Polski , gdzie jak zawsze w Dzień Wszystkich Swiętych zapalone świece rozjasniają wieczorny mrok. Wśród nich będzie też znicz postawiony na grobie moich rodziców. Zapalą go moi przyjaciele.

Brak komentarzy: