DZIEN PIERWSZY.
O powrocie do Sorrento marzylismy . Mysle, ze ta tesknota zaczela sie w dniu, kiedy stamtad odjezdzalismy przed wielu laty. Tym razem, skorzystalismy z tego, ze Karol zostal wyrozniony stypendium Fulbraighta . Mieszkamy od lutego w Austrii. A stad blizej do Wloch ... Z Wiednia odlecielismy samolotem " Austrian Airlines".
Kierowca, ktory mial nas zawiezc do Sorrento byl umowiony na godzine 18ta wiec majac troche czasu obserwowalismy sale przylotow.
Kierowca zjawil sie kilka minut przed czasem a w drodze wykazal sie perfekcyjna umiejetnoscia jazdy w gorach.
Hotel, ktory byl nasza baza "wypadowa" byl nam znany. Mieszkalismy tu podczas naszej wycieczki do Wloch z amerykanskim biurem podrozy "Cosmos".
Wkrotce wybralismy sie na spacer.Zatrzymalismy sie przed restauracja nieopodal hotelu. Czytajac menu zauwazylismy iz wybiegla do nas pracujaca tam pani . Zaczela zapraszac do srodka. Nie bylo w tym zaproszeniu niczego nachalnego Byl tylko wdziek, serdecznosc, radosc ze spotkania z nami.
Przedstawila sie .Jestem Maria...Weszlismy do srodka. Kolacja byla smaczna a lamka wina, ktora zamowilam byla szczodrze wypelniona...Zapamietamy seniore Marie. Zademonstrowala biegla znajomosc ludzkiej psychiki i zaimponowala umiejetnoscia zapelniania klientela swojej restauracji . A nie jest to latwe w miescie, w ktorym sa ich setki.
Nota bene restauracja nazywa sie "O sole mio" .
Te wystawy sklepowe zaczelismy ogladac nastepnego dnia po dobrze przespanej nocy w pokoju z widokiem na Zatoke Neapolitanska I zarys Wezuwiusza na przeciwnym brzegu.
1 komentarz:
Cieszę się z Wami z tych pięknych podróży - życzę jak najwięcej ,,dolce vita " :) Pozdrawiam
Prześlij komentarz