piątek, marca 09, 2012

Jeszcze wczoraj... a dzis...

Rozstalismy sie z nasza piekna zima  szostego marca okolo trzeciej po poludniu. Pogoda byla piekna i lot do Chicago , nieduzym odrzutowym samolotem , zapowiadal sie dobrze. Po bezsensownej kontroli  (  podejrzewam, ze znaczna tzw. wiekszosc wierzy, ze dla naszego dobra) i przygladaniu sie jak inni pasazerowie z bez protestow sciagaja  buty i wyjmuja paski od spodni jestesmy wezwani do samolotu. Przesiadka w Chicago polaczona z blisko trzygodzinna przerwa  przebiegla "rozrywkowo". Obserwowalam mala dziewczynke, ktora niezmordowanie biegala w poblizu. Potem pojawil sie 'na scenie' drugi aktor, chlopczyk chyba jej rowiesnik, w wieku  2-3 lat. Na jego widok dziewczynka podjela probe blizszego poznania  sie. Chlopczyk nie odwzajemnil jej zainteresowania . Trzymajac sie kurczowo nogawki ojca pozostawal obojetny. Wkrotce zniechecona zalotnica pobiegla wiec dalej poznawac teren. W cafe "Tuscany" zjedlismy pyszne tiramisu i pogawedzilismy z kelnerem pochadzacym z Meksyku, z ktorym odbylam tez krociutka  lekcje jezyka hiszpanskiego:-) 

Jeszcze "wczoraj", jeszcze tak niedawno takie byly widoki za oknem.
Karol z lopata odsniezajacy skrzynke na listy i porzadkujacy dojscia dla listonosza.
 po drodze, zajrzal  przez okno  do domu;-)
Nasz wynajety "odsniezacz"czlowiek i jego maszyna  pracuja sumiennie .

Przyszedl czas odjazdu i zostawilismy nasz dom,  zamknelismy drzwi .
Odjezdzamy na lotnisko.
Dolecielismy szczesliwie, pogoda byla dobra, wialo tylko nad Chicago i tylko tam nieco potrzeslo.
Tak wiec jestesmy w naszym "subtropikalnym klimacie". Przemierzylismy Stany z polnocy na poludnie w ciagu  niecalych pieciu godzin. I jestesmy juz pod palmami!



1 komentarz:

Mona pisze...

u mnie za oknem szaro..chociaz na Wasze szczęście popatrzę i od razu raźniej..cudownie.