środa, listopada 30, 2011

Laurence Welk




Legenda amerykanskiej TV. Stworzyl swoja 'muzyczna rodzine" w 1951 roku w Kalifornii. W Escondido jest Jego muzeum. Ciekawy czlowiek,  niezwykly organizator, zdolny muzyk. Mimo ze juz dawno odszedl ,  "zyje" dzieki telewizji  wciaz jest z nami. Pojawia sie w amerykanskich domach dwa razy w tygodniu. W czasie najlepszej ogladalnosci. W sobote i niedziele wieczorem. Kiedys moja znajoma opowiadala mi, ze jej rodzice w kazda sobote zasiadali przed TV. Oni rosli z tym muzycznym zespolem Laurenca . Od 26 lat Karol i ja, podobnie  jak miliony innych zasiadamy przed telewizorem  i z nieodmiennym entuzjazmem sluchamy tej muzyki , ogladamy tancerzy i solistow. Nie przeszkadza nam nawet charakterystyczny, radosny kitcz scenografii .

poniedziałek, listopada 28, 2011

Smuga słoneczna na ścianie.


"A możeś jest popołudniowa godzina,
mazur pszczół w złotych sierpnia pokojach?"
                                          Konstanty Ildefons Galczynski
Nie sierpniowe te pokoje, ale pozno- listopadowe, ale te strofy Galczynskiego wspominam zawsze przy takich "slonecznych" okazjach.






Dzisiaj bylo pogodnie i slonce zajrzalo do domu. Postanowilam owa slonecznosc zatrzymac w kadrze.
Poranna wizyta u ortopedy nie byla taka jak bysmy sobie zyczyli. Trzeba dalej trzymac reke zawieszona na temblaku,  czekac i zrastac sie prawidlowo .

Jak dobrze, ze przynajmniej slonce stanelo dzis na wysokosci zadania i swiecilo nam , swiecilo...

czwartek, listopada 24, 2011

"Thanksgiving " z Linda



Od 1863 rokuThanksgiving w Stanach obchodzi sie oficjalnie. Podczas wojny domowej prezydent Abraham Lincoln oglosil ze czwarty czwartek listopada zostaje uznany za swieto narodowe.
Jest ono jednym z najwazniejszych swiat w Stanach.
W tym roku, jak podaly media, 42 miliony ludzi podrozowalo, by odwiedzic swych najblizszych i spedzic z nimi swieta.
Pierwszy w historii Stanow Thanksgiving mial miejsce w Plymonth Pensylwania. Celebrowano przez trzy dni. Uczestniczylo w biesiadzie 53 przybylych z Anglii "Pielgrzymow" oraz 90ciu Indian.
Jak podaja zrodla na stolach pojawily sie ryby, owoce morza, dzikie ptactwo, dziczyzna, owoce lesne i warzywa (groch, dynia, buraki  cebula oraz fasola, kukurydza i kabaczki.
Do dzis trwa ta tradycja z wyjatkiem owej dziczyzny i dzikiego ptactwa. Teraz kroluja indyki z hodowli. Jednym ze stanow w ktorym sa najwieksze hodowle jest Minnesota, stan sasiadujacy z nami.  Minesota to "Kraina 10 tysiecy jezior".

Jednakze nie brak takich glosow, ktore podwazaja te hipoteze " pierwszych swiat" w kolonii Plymonth. Moze pierwszymi emigrantami celebrujacymi byli zalozyciele San Augustin , Floryda i to znacznie wczesniej niz oficjalnie o tym sie pisalo?
Historia Swiat Dziekczynienia jest dluga. Warto ja z pewnoscia poznac. Ale dzis niech wystarczy nam tylko to, ze tradycja jest ciagle zywa a my moglismy celebrowac w gronie przyjaciol.

 

,
 t

czwartek, listopada 17, 2011

Thanksgiving w moim klubie

Tradycyjnie tydzien przed oficjalnym swietem Dziekczynienia w naszym klubie organizujemy "swiateczny obiad". Jedzenie przygotowuja Amerykanki i pdejmuja swoich gosci przybylych z najrozmaitszych stron swiata. Na stole pojawia sie oczywiscie pieczony indyk, nadzienie do indyka, zurawiny, slodkie czerwone ziemniaki zwane yams. Jest ciasto z jablkami i tradycyjny placek z nadzieniem z dyni.
 Ten malec urodzil sie w Japonii na wyspie Hokkaido. Jego  rodzice pochodza z Bangladesz.
 Myoko jest Japonka z Tokyo, zona amerykanskiego prawnika. Od przeszlo 20 lat w Stanach. Przyjechala w tym samym czasie co ja. Na dalszym planie nasza "najnowsza" czlonkini. Pochodzi z Iranu. Ona  i jej maz sa  tu z wizyta u syna, ktory przygotowuje na naszym uniwersytecie prace doktorska w zakresie budownictwa.
 Na pierwszym planie "moje" zurawiny :-) Indyka od lat piecze nasza "szefowa' Donna. Jej rodzina najdluzej zwiazana jest z tym rejonem i tutejszym uniwersytetem. DDonna podrozowala duzo. Dziecinstwo spedzila w Niemczech i Turcji. Ostatnio wraz z rodzicami (oboje  lat 90!) byla w Korei Poludniowej na zaproszenie koreanskiego rzadu. Jej dziadek -geolog, podroznik i poeta , byl pierwszym kuratorem tutejszego muzeum mineralogicznego.Zapraszam!
http://www.museum.mtu.edu/
 Ta pani ponizej to Linda. Jest jedna z organizatorek dzisiejszego przyjecia. Jest pierwsza Amerykanka zamieszkala w tym rejonie, ktora poznalam  przy przylocie do Hancock- Houghton w 1985. Przyjechala po nas na lotnisko . Zawiozla nas do mieszkania na kampusie uniwersyteckim. Wtedy wydawalo sie, ze w Stanach bedziemy obchodzic Thanksgiving tylko raz. Okazalo sie, ze nie bylismy zbyt przewidujacy. W tym roku bowiem  bedziemy obchodzic juz po raz 26. No coz...nie wszystko da sie przewidziec. Prawda?
 Thanksgiving oznacza Swieto Dziekczynienia. Wydaje sie, ze to dobra okazja by uswiadomic sobie (i policzyc) wszystkie blogoslawienstwa, ktore nas spotkaly. Bo my nawet wtedy, kiedy siedzimy w zimowym Hancock z powodu zlamanej reki Karola, a nie mozemy cieszyc sie sloncem "czarodziejskiej "wyspy Marco to i tak mamy bardzo duzo powodow, by zlozyc DZIEKCZYNIENIA za cale dobro, jakie nas spotyka i spotykalo.

sobota, listopada 12, 2011

Jeszcze sie nie spieszmy...


Pojechałam do sklepu. A tam zupełne szaleństwo. Wiec wyszłam i zrobiłam zdjecia . Te drzewa stoją jeszcze w kolorowych szatach jesieni. Moze i one znaja piosenke" Jeszcze poczekajmy, jeszcze się nie śpieszmy..." i mimo, że spadł juz pierwszy snieg sprawiaja wrazenie , jakby niczego nie zauważyły?


My sie tez specjalnie nie spieszymy. Karol na przyzbie lapie cieple sloneczne promienie i powoli sie zrasta. Nie spieszy sie, bo wiadomo, ze wszystko bedzie dobrze:-) Lewa reka coraz sprawniejsza i pozwala prawej ( tej zlamanej) odpoczywac. Na temblaku.

Ja tez nie pedze. Pomyslalam , ze czas  by sie przed kolejnym atakiem zimy "utrwalic "  w jesiennych barwach. Drzwi od lazienki i sauny nie sa moze zbyt atrakcyjne , ale  ja fotografowana  z bliska tez nie ...wiec jestem  ...z drzwiami w tle.




środa, listopada 09, 2011

Snieg, śnieg



No i się stało to co się stać miało.Zaczęło padać około drugiej po południu . Po kolejnych zajeciach z terapeuta wracalimy do domu. Niebo bylo szare . Wiele wskazywalo na to, ze prognozy zaczynaja sie sprawdzac. Najpierw na szybach samochodu osiadaly drobne krople deszczu. A po niedlugim czasie pojawil sie snieg. Padał  mieszając się z deszczem , a chwile pozniej coraz większymi płatkami zaczal pokrywac drzewa, dachy, ziemię.

Po pięciu godzinach wszystko otulil biala grubą "pierzynka". Drzewa stoja nieruchome pod wielkimi czapami śniegu. Swiat sie zmienil. Nasze miasteczko wyglada jak kraina krolowej sniegu. Snieg, snieg, snieg...nie widzialam go od dawna. O ile dobrze pamietam ostatnia sniezna zime przezylismy w 2006 roku. Pozna i dosc lagodna. To bylo w Slowenii .

Tak wiec jest snieg. Wszystko zasypane puszysta biela...
Niestety te zachwyty , ta bajeczność się skończa , kiedy trzeba będzie wybrać się do “miasta” . Rzeczywistość północy , od ktorej odwyklismy , dala o sobie znać.




Slisko, a my mamy  pod górkę a także z górki nie jest łatwo…Brrrr. Ale jakoś to będzie. Przywykniemy na nowo. Spedzilismy tu przeciez dwadziescia snieznych zim. A ten dzisiejszy snieg, stopi sie. Prognozy na koniec tygodnia zapowiadaja ocieplenie.

wtorek, listopada 01, 2011

Spacerkiem po Paryzu

27 wrzesnia caly dzien spedzilismy w centrum Paryza. Z Valmondois pojechalismy samochdem z Sylwia do Levallois . Stamtad juz dalej autobusem . Tak wiec widzielismy spora czesc Paryza z okien autobusu. Metro szybsze, ale mniej albo nic nie  widac. A z okien autobusu wszystko "jak na dloni"...
W stolicy swiatowej mody (patrz reklama) na placykach sprzedaja takze swieze owoce. Domyslam sie, ze ta kobieta czeka, az sprzedawca odejdzie i zostawi niesprzedane a nienadajace sie do przechowywania resztki owocow czy warzyw. Takie sceny widzialam wczesniej w Paryzu nierzadko.

 Jestesmy na ulicy,  gdzie mozna kupic  fortepiany, skrzypce, wiole etc. etc. Mijalismy  caly szereg bardzo eleganckich sklepow muzycznych . Warto dodac iz slynny sklep Pleyela , w ktorym grywal i bywal Fryderyk Chopin do dzis istnieje . Podtrzymywany jest tam zwyczaj, iz mlodzi pianisci przychodza na zaproszenie wlascicieli i grywaja. Jest to oczywiscie tez forma reklamy. Niezmiernie pozyteczna!

Oczywiscie w stolicy mody nie brakuje tez sklepow z ubiorami. Nie zauwazlam jaki projektant mody pokazuje tu swoje dzielka.
 Docieramy do historycznego centrum Paryza. Mijamy Luwr. W dali symbol Paryza;  wieza  Eiffel'a.
 Slynne mosty nad Sekwana. Rzeka dzieli Paryz na "prawo i lewbrzezny" .

Dojezdzamy do celu. Do Opery paryskiej, ktora  nalezy do ciekawszych miejsc w Paryzu, i rzecz jasna  stanowi atrakcje turystyczna.