czwartek, listopada 17, 2011

Thanksgiving w moim klubie

Tradycyjnie tydzien przed oficjalnym swietem Dziekczynienia w naszym klubie organizujemy "swiateczny obiad". Jedzenie przygotowuja Amerykanki i pdejmuja swoich gosci przybylych z najrozmaitszych stron swiata. Na stole pojawia sie oczywiscie pieczony indyk, nadzienie do indyka, zurawiny, slodkie czerwone ziemniaki zwane yams. Jest ciasto z jablkami i tradycyjny placek z nadzieniem z dyni.
 Ten malec urodzil sie w Japonii na wyspie Hokkaido. Jego  rodzice pochodza z Bangladesz.
 Myoko jest Japonka z Tokyo, zona amerykanskiego prawnika. Od przeszlo 20 lat w Stanach. Przyjechala w tym samym czasie co ja. Na dalszym planie nasza "najnowsza" czlonkini. Pochodzi z Iranu. Ona  i jej maz sa  tu z wizyta u syna, ktory przygotowuje na naszym uniwersytecie prace doktorska w zakresie budownictwa.
 Na pierwszym planie "moje" zurawiny :-) Indyka od lat piecze nasza "szefowa' Donna. Jej rodzina najdluzej zwiazana jest z tym rejonem i tutejszym uniwersytetem. DDonna podrozowala duzo. Dziecinstwo spedzila w Niemczech i Turcji. Ostatnio wraz z rodzicami (oboje  lat 90!) byla w Korei Poludniowej na zaproszenie koreanskiego rzadu. Jej dziadek -geolog, podroznik i poeta , byl pierwszym kuratorem tutejszego muzeum mineralogicznego.Zapraszam!
http://www.museum.mtu.edu/
 Ta pani ponizej to Linda. Jest jedna z organizatorek dzisiejszego przyjecia. Jest pierwsza Amerykanka zamieszkala w tym rejonie, ktora poznalam  przy przylocie do Hancock- Houghton w 1985. Przyjechala po nas na lotnisko . Zawiozla nas do mieszkania na kampusie uniwersyteckim. Wtedy wydawalo sie, ze w Stanach bedziemy obchodzic Thanksgiving tylko raz. Okazalo sie, ze nie bylismy zbyt przewidujacy. W tym roku bowiem  bedziemy obchodzic juz po raz 26. No coz...nie wszystko da sie przewidziec. Prawda?
 Thanksgiving oznacza Swieto Dziekczynienia. Wydaje sie, ze to dobra okazja by uswiadomic sobie (i policzyc) wszystkie blogoslawienstwa, ktore nas spotkaly. Bo my nawet wtedy, kiedy siedzimy w zimowym Hancock z powodu zlamanej reki Karola, a nie mozemy cieszyc sie sloncem "czarodziejskiej "wyspy Marco to i tak mamy bardzo duzo powodow, by zlozyc DZIEKCZYNIENIA za cale dobro, jakie nas spotyka i spotykalo.

Brak komentarzy: