sobota, grudnia 08, 2007

O, te skarby, te obrazy. Cz.V





(Dziennik Zakopiański).

O zapachu choinek, pustelni i deszczu.

Ostatnia opowieść o podróży doTatr w 2007.

Mój „Zakopiański Dziennik” został w Michigan. Jestem teraz na wyspie w południowo - zachodniej części Florydy. Zielono tu, słonecznie, ciepło a zbliża się Boże Narodzenie, które już pewnie na zawsze kojarzyć mi się będzie ze śniegiem.

W tym roku 22 listopada przypadało święto Dziękczynienia, amerykańskie Thanksgiving, więc natychmiast po nim zaczyna się myśleć o Bożym Narodzeniu. Wystarczy włączyć radio i już słychać „We wish you a Merry Christmas” i zaraz po tym reklama: samochodów, „dajpersów”, kosmetyków, proszków do prania. Ciekawe czy teraz w Polsce też już tak jest?

Przed sklepami pojawiły się prawdziwe świerkowe choinki. Pachną pięknie, bo słońce je ogrzewa i zapach igliwia jest intensywny. Tak pachniały choinki, które każdego roku przywożono z lasu do domu moich rodziców kilka dni przed Wigilią. Tak pachną srebrne świerki, zasadzone przez mego męża przed naszym domem w Michigan. Taki zapach miała choinka na placu przed Bazyliką Świętego Piotra w Rzymie. Przywieziona została przez polskich górali Janowi Pawłowi II. Tak pachnialy świerki w Tatrach, kiedy tam byłam kilka miesięcy temu.

* * *

Tatry! Władysław Ludwik Anczyc (1823-1883) pisał

„Hej za mną w Tatry! W ziemię czarów,
Na strome szczyty gór.
Okiem rozbijem dal obszarów,
Czołami sięgniem chmur.

Ponad przepaście nasza droga,
Odważnie, bracie mój!
Od ludzi dalej - bliżej Boga
Ha, już jesteśmy - stój!”

Są w Tatrach takie miejsca, których zapomnieć nie sposób. Stoimy nad Morskim Okiem. To jezioro, w którym przeglądają się szczyty gór je otaczających, ma niezwykłą barwę, która zmienia się z każdą chwilą; niekiedy lustro wody bywa szare, szmaragdowe, zielone, czarne. Nie sposób więc opisać jakie jest rzeczywiście.

Otoczone jest wysokimi górami. Jedna z nich to Mnich. Przypomina profil zakonnika w nasuniętym głęboko na głowę kapturem. Legenda głosi, iż to mnich z klasztoru, znajdującego się do dziś po Słowackiej stronie Tatr, zaklęty został w kamień. Była to kara za to, że uwierzył iż może zbudować maszynę latającą i polecieć nad Morskie Oko, gdzie pojawiała się piękna dziewczyna. Za namową szatana poleciał, ale kiedy osiągnął cel, rozpętała się burza a on zamieniony został w głaz. Inna legenda głosi, że to młody zakochany chłopiec został zaklęty za karę za to, iż „zbeszcześcił” zakonny habit. Otóż ów ubogi młodzieniec, zakochany wzajemnie w bogatej dziewczynie przybrawszy habit zdecydował się na porwanie, wiedząc iż jej ojciec nie wyrazi zgody na ich związek. A dziewczyna? Podobno umarła z rozpaczy a jej duch krąży nad jeziorem. Morskie Oko otocza wiele legend. Jedna z nich mówi o tym, jakoby miało być połączone z Adriatykiem. Ciekawa jest też prawdziwa historia tego miejsca. Pomiędzy Galicją a Węgrami, już pod koniec XIX wieku toczył się spór graniczny o prawa własności. Sąd polubowny w Gratzu (Austria) w 1902 przyznał Morskie Oko na własność Galicji (a więc Polakom). Podobno na tę wspaniałą wiadomość sławny aktor Ludwik Solski zaśpiewał

„Jeszcze Polska nie zginęła
Wiwat! Wiwat Plemię lasze
Słuszna sprawa górę wzięła
Morskie Oko nasze”

Morskie Oko budzi i budziło zachwyt artystów. Wielu z nich ma i miało świadomość, że nawet największy geniusz nie potrafi odtworzyć piękna Natury. Adam Asnyk twórca poematu „Morskie Oko” pisał

„O wielki poemacie natury, któż może
iść w ślad za twych piękności natchnieniem wieczystym?
Kto uchwyci poranku wzlatującą zorzę
i zapali rumieńce na niebie gwiaździstem?

Zaś Władysław Tarnowski, inny poeta XIX wieczny, tak opisywał Morskie Oko:

„Coraz to więcej skały ścieśniają ścian biodra,
Czarna dzicz, naga - i ponura coraz bardziej,
Ciasno, duszno - pod górę, góry coraz bardziej
Leżą na drodze - nagle -
Błysła szyba modra!
Rozsunęły się skały, wokoło granity -
(...) niebo cichych fal pieści błękity -
Jest chwila, gdzie w naturze święto - jak w kościele,
Grają zdroje i drzewa, milkną burzy szały,
A cisza po niebiesiech gwiazdy swoje ściele...
Morskie Oko to Tatrów dusza zwierciadlana -
Patrzcie! teraz jest taka chwila!...

Na kolana!

Stojąc u stop schroniska nad Morskim Okiem, w towarzystwie innych turystow, licznych wycieczek szkolnych nie mam komfortu bycia „sam na sam z Naturą”, jaki niewątpliwie mieli cytowani powyżej poeci. Oni byli tu zanim nastąpił turystyczny zalew Tatr. A my? Przyjeżdżamy tu masowo autokarami, mikrobusami odjeżdżającymi spod dworca w Zakopanem, własnymi samochodami. Zatrzymujemy się u bram Tatrzańskiego Parku Narodowego i stamtąd albo wspinamy się w górę, albo wsiadamy na wielkie wozy zaprzężone w konie. Miejmy nadzieję, że nie zadepczemy Tatr. Jan Paweł II podczas jednej ze swych pielgrzymek do Polski spotkał się nad Morskim Okiem z leśnikami i pracownikami Parku. Nakazał im by dbali o piękno, które ich otacza. Dostrzegał zagrożenie dla piękna Natury.

* * *

Kiedy się jest w Zakopanem nie sposób nie odwiedzić słynnej Gubałówki. Przez Krupówki dochodzi się do stóp wzniesienia, do kolejki, która w ciągu kilku minut zawozi na szczyt. Gubałówka jest miejscem bardzo popularnym wśród narciarzy i nie-narciarzy. Bycie na Gubałówce od dawna należało do dobrego tonu. Pamiętam jeszcze z odległych czasów tzn. sprzed tak zwanej transformacji,czyli z PRL-u, jak w okresie światecznym pokazywano zdjęcia wypoczywajacych na Gubałówce „przedstawicieli klasy pracującej”. Ilu było owych „pracujacych” a ilu „przedstawicieli” dochodzić nie będziemy, bo nie nasza to rola. Gubałówka wciąż jest atrakcyjna. Rozciągają sie przed naszymi oczyma malownicze widoki. Liczne bary i restauracje mają bogate i urozmaicone menu. „Jak chcesz zjeść na wysokim poziomie odwiedź Gubałówkę” głosiła jedna z reklam (cytuję z pamięci). A piwo Żywiec czy Lech? Smakuja jeszcze lepiej, kiedy z tarasu baru patrzymy na panoramę, jaka rozpościera się przed nami.

Rozliczne stragany mają bogatą ofertę handlową. Znajdziemy tam wszystko; od pięknych ludowych wyrobów po kicz pamiątkarski „Made in China”. Skoro jednak o handlu mowa, to największy odbywa się u stóp Gubałówki, na rozległym placu. Można tam kupić wszystko co komu się zamarzy; od pysznych wędzonych oscypków czy bryndzy, po piękne szale, gustowne futra i kożuchy. Artyzm ręcznie haftowanych obrusów, uroda szydełkowych serwetek, mistrzowsko wykonane swetry, czapki, rękawice budzą podziw a pewnie i grzeszną żądzą posiadania. O tak, Polak a szczególnie Góralka polska potrafi. Tam to widać jak na dłoni.

* * *

Zanim się dojdzie z Kuźnic do Kalatówek mija się niezwykłe miejsce: Klasztor ss. Albertynek i mieszczącą się przy nim chatkę Świętego Alberta.

To miejsce odwiedzał Karol Wojtyła, Metropolita Krakowski. Potem był tu kiedy już był Papieżem.

Podczas uroczystości w Rzymie powiedział o Bracie Albercie:

„Jest to święty o duchowości urzekającej zarówno swym bogactwem, jak i swą prostotą. Pan Bóg prowadził go drogą niezwykłą: uczestnik powstania styczniowego, utalentowany student, artysta-malarz, który staje się naszym polskim "Biedaczyną" (jak św. Franciszek z Asyżu) szarym bratem, pokornym jałmużnikiem i heroicznym apostołem miłosierdzia. (Jan Paweł II, Rzym 6 stycznia 1995).

Adam Chmielowski, późniejszy Święty Brat Albert, urodził się w 1845 roku w okolicach Krakowa. W 14-tym roku życia został sierotą. W 18-tym roku życia był uczestnikiem Powstania Styczniowego. W wyniku odniesionej rany utracił nogę. Udało mu się wydostać do Paryża a po amnestii w 1865 roku wrócił do Warszawy. Obdarzony talentem malarskim rozpoczął studia w Warszawie, a potem w Monachium. W pewnym momencie decyduje się na służbę Bogu. Zakłada zakon Braci Albertynów a kilka lat później sióstr Albertynek. Jego Zakon kieruje się regułami i zasadami zakonu stworzonego przez Św. Franciszka z Asyżu. Brat Albert bez reszty oddaje się służeniu ubogim, chorym, bezdomnym, sierotom, kalekom. Zakłada przytułki, kwestuje na ich rzecz. Przez czas jakiś maluje i sprzedaje obrazy by zdobyć pieniądze dla swych podopiecznych. Pomaga bezrobotnym, wyszukując dla nich pracę.

Słynne są słowa Brata Alberta, że trzeba każdemu dać jeść, bezdomnemu miejsce, a nagiemu odzież; bez dachu i kawałka chleba może on już tylko kraść albo żebrać dla utrzymania życia.
Umarł 25 grudnia 1916 r. w Krakowie w opinii świętości. W 1938 r. prezydent Polski Ignacy Mościcki nadał mu pośmiertnie „Wielką Wstęgę Orderu Polonia Restituta za wybitne zasługi w działalności niepodległościowej i na polu pracy społecznej”.

Pustelnię Świętego Brata Alberta na Kalatówkach z kaplicą Świętego Krzyża zaczęto budować w 1898 na terenie ofiarowanym przez hrabiego Władysława Zamoyskiego. Stanisław Witkiewicz był podobno współtwórcą projektu. Od 1902 roku zamieszkały tu siostry Albertynki.

Poniżej kaplicy jest mały domek. Mieści się tu mała cela z wąskim drewnianym łożkiem, w której mieszkał brat Albert.

W Pustelni, a właściwie w owej chatce spędziliśmy czas jakiś. Dziwne, niezwykłe jest to miejsce. Jan Paweł II podczas beatyfikacji Siostry Albertynki Bernardyny powiedział: „Stańmy w zadumie nad tym miejscem, gdzie wśród surowego piękna gór dojrzewały do świętości te dwie postacie, których dewizą życiową była dobroć na miarę codziennego chleba”.

Byli to Adam Chmielowski, popularny i utalentowany artysta malarz, i Bernardyna Jabłońska, wierna współpracowniczka i kontynuatorka dzieła jego miłosierdzia.

* * *

Opuściliśmy Pustelnię by powędrować na Kalatówki. Pięknie tam. Siedzieliśmy na ławce przy schronisku mocno zaniedbanym, ale ciagle funkcjonującym. Przed nami w dole była rozległa zielona łąka. Gdyby udało nam się tu być kilka tygodni wcześniej byłoby jeszcze piękniej. Wtedy gdy kwitną krokusy nie widać łaki; jest jeden wielki kolorowy krokusowy dywan.

Nad nami zaczęły pojawiać się chmury. Postanowiliśmy wracać do Kuźnic. Schodziliśmy w dół i usłyszeliśmy pierwsze grzmoty. Za chwilę lunęło. Ulewa się nasilała. Zasłona deszczu utrudniała zejście. To co było przed chwilą drogą, zamieniało się gwałtownie w potok. Trwało to jeszcze kilkanaście minut i nagle, tak jak się zaczęło, tak ustało.

Na niebie pojawiła się wielka kolorowa tęcza. Znak nadziei. Obietnica spełnienia marzeń. Jakich? Może kiedyś i o nich opowiem.

KONIEC

Więcej zdjęć z pobytu w Zakopanem Autorka zamieściła na stronie:
www.picasaweb.google.com/Ki4pelc/ZakopanePolandMay2007

Brak komentarzy: