środa, lipca 09, 2008

“Gajdżinka” w japońskim szpitalu .







.
“Musimy uważać, bo może być ślisko”, powiedziałam mężowi zanim wsiedlismy na rowery, by odbyć codzienną przejażdżke nad jeziorem Biwa. Od czasu kiedy przyjechaliśmy do Japonii i zamieszkaliśmy w Hikone robiliśmy to codziennie.
Gdybym była w stanie przewidzeć co się zdarzy tamtego owego październikowego dnia , z pewnością zostałabym w domu. Ale stało się inaczej.
Pojechaliśmy do nowego centrum handlowego .W kompleksie “Cainza” mieszczą się rozmaite firmy. Tam jest też biuro podróży , w którym kilka dni wcześniej opłaciliśmy wycieczkę do Hiroszimy. Nigdy w porzednich naszych podróżach po Japonii nie odwiedziliśmy tego miasta . Jednakże głównym celem naszej podróży była słynna z pięknego krajobrazu i znanych świątyń, Mijadżima..
Zamierzaliśmy naszą rocznicę ślubu obchodzić w jednym z trzech najpiękniejszych miejsc w Japonii!
“Do wyjazdu zostało jeszcze pięć dni”, pomyślałam dojeżdżając do sklepu.
Schodząc z roweru poczułam, że moja stopa nie zatrzymuje się na podłożu, ale w poślizgu sunie do przodu, a ja nie jestem w stanie opanować równowagi. Padam. Już wiem, że wraz ze mną padają też nasze plany podróży.
Podbiega do mnie jakaś kobieta. Chce pomóc mi wstać. “Kiukiusza” mówię do niej, bo nagle przypominam sobie slowo, ktorego nauczyłam sie dawno temu.” Kikiusza” znaczy: “karetka pogotowia”.
Kobieta biegnie po pomoc. ”Kiukiusza, kiukiusza” powtarzam kiedy przychodzi strażnik sklepowy. Pokazuję na swoją bezwładną nogę.
Mój mąz jest już przy mnie i oboje widzimy, że strażnik telefonuje. “Pewnie wzywa ambulans” myśle nie bez satysfakcji, że jednak nasza nauka japońskiego nie całkiem poszła na marne. Ale on wezwał tylko kolegę. Co dwu, to nie jeden.Stoją z zatroskanymi minami. Podnoszą mnie i sadzają na przywieziony przez jednego z nich, inwalidzki wózek. Czekamy na na przyjazd karetki.
Oboje jesteśmy pewni, że przyjedzie wezwany ambulans. Bład. Okaże się to dopiero kiedy przyjedzie Karen, znajoma Amerykanka, biegła w japońskim. Nasi współczujący strażnicy karetki nie wezwali. Nie dowiemy sie nigdy, dlaczego. Karen ponownie prosi o wezwanie karetki.
Moja noga zachowuje się jak noga zepsutej kukiełki. Nie mogę unieść stopy, bo bezwładnie opada na bok.
Przyjeżdza pogotowie. Zakladają mi pomarańczowy“ochraniacz”. Układają na noszach , wnoszą do ambulansu. Jest ich trzech. Dwu sanitariuszy i kierowca . Twarze mają zakryte maseczkami. Jeden z nich wyjmuje gruby zeszyt. Ma tam pytania zapisane w kilkunastu językach .
Upewnia się czy znamy angielski. Zaczyna zadawać pytania.
“Ejdżu ”? pyta.
Mam ograniczoną zdolność reagowania z powodu bólu. “Ejdżu???” Po chwili domyślam się, że chodzi o wiek, “age”. Potem następują inne pytania. Na koniec pada “Kipu apu” (keep up ) czyli po “naszemu” “trzymaj sie” a oczy znad białej maski patrzą na mnie ciepło i życzliwie.
Przywożą mnie do szpitala. Z pomocą Karen załatwiamy fomalności. Sanitariusze zostawiają nas pod drzwiami gabinetu lekarza ortopedy . “Kipu apu” słyszę na znów na pożegnanie.
Rentgen wykazał złamanie z przemieszczeniem.
Lekarz uznał, że wskazana (choć niekonieczna) jest operacja. Jej termin wyznaczono na 13 października. Piątek!
Tak zaczęła się moja niechciana podróż. Zamiast do Mijadżimy i Hiroszimy odbyłam podróż do miejskiego szpitala w Hikone.
* * *
Leżę w czteroosobowym pokoju na piątym piętrze. Jeżeli zechcę, mogę stworzyć sobie seperatkę izolując się seledynową zasłoną spływajacą od sufitu do podłogi.Obok każdego łóżka jest telewizor. By oglądać trzeba kupić kartę. Podobnie jak kartę telefoniczną.Moje łóżko jest przy oknie . Roztacza się z niego widok na otaczajace niewysokie góry, zielone ryżowe poletka, na błyszczące w słońcu dachy pokryte kolorową (brązową i kobaltową) ceramiczną dachówką. Obserwuję białe ptaki szybujące pod błekitnym niebem. Czasem przejedzie miejski autobus, czasem ktoś na rowerze, spacerują ludzie z psami. Tam w dole toczy się normalne życie .
* * *
W szpitalu dzień rozpoczynał się wcześnie . O szóstej rano budziło mnie z głosnika zainstalowanego przy każdym łóżku “ohajo gozaimasu” Potem pojawiały sie “rozświergotane”, uśmiechnięte pielęgniarki.
Panował w szpitalu rytuał. Mierzenie temperatury, ciśnienia etc. . Potem o godzinie 7-mej kolej na zieloną herbatę . Kilkanaście minut póżniej śniadanie. Podają zupę miso , ryż, marynowane warzywa, zieloną herbatę. Niemal to samo dostaje się na drugie śniadanie i obiad.Można zamówić też na śniadnie tzw. menu zachodnie Składa się na nie podgrzany w mikrofalowej kuchence biały chleb, mleko, sok, dżemy. Wizyta lekarska odbywa sie po śniadaniu. W “moim” szpitalu personel ( lekarze i pielęgniarki) jest młody. Uderzające jest o ich zaangażownie, życzliwość, cieplo, troskliwość. Pielęgniarki przybiegają na na kazde wezwanie. Budzą zaufanie. Jednakże znajomość angielskiego, poza pewnymi wyjątkami, jest prawie żadna.
* * *
Podczas swego tegorocznego kilkumiesięcznego pobytu w Japonii nie zobaczyłam więc ani Hiroszimy ani Mijadżimy ani Amanohaszidate , kolejnej największej atrakcji turystycznej. Nie odbyłam kilku innych skrupulatnie zaplanowanych wcześniej, przed wypadkiem, podróży.
Nie pojechałam do Tokio. Mój mąż zrezygnować musiał z wizyty w centrum badawczym RIKEN. Odwołać tez musiał seminarium w Nihon University, gdzie o ile mi wiadomo, odbywają studia także Polacy.
Ale obiecujemy sobie, że jeszcze do Japonii wrócimy, a wtedy, kto wie, może pojedziemy też na Hokkaido, na jedną z wiekszych wysp archipelagu, która jak twierdzą zamieszkali tam Polacy jest “najbardziej polską z wysp japońskich”. Może do dziś pamiętają tam, iż Fortuna zdobyl na Olimpiadzie w Sapporo mistrzostwo swiata w skokach narciarskich?
* * *
Moja złamana kość strzałkowa uniemożliwiła mi podróżowanie po Japonii w 2005 roku.
Jednakże, ten niewątpliwie przykry wypadek pozwolił mi na bliższy kontakt z ludźmi, z którymi skrzyżowały sie moje drogi.
Znajoma już następnego dnia po moim wypadku przyprowadziła wózek inwalidzki, ktory służył mi aż do naszego wyjazdu z Hikone. Dzięki niej mogłam egzystować normalnie…no, prawie normalnie…
Nigdy nie będę mogła odwdzięczyć się moim przyjaciółkom Hiroko, Joko, Micziko, Ikuko jak i innym licznym japonskim znajomym.
Hiroko spędziła ze mną wiele godzin w dniu , w którym zostałam umieszczona w szpitalu na dzień przed operacją. Wypełniała stosy wszystkich niezbednych dokumentów (biurokracja w szpitalu japońskim nie jest mniej skomplikowana niż gdzie indziej).
Joko była obecna w dniu operacji służąc jako tlumacz .Odwiedzały mnie w szpitalu każdego dnia. Junko i Keiko, mieszkające poza Hikone, parokrotnie odbywały kilkugodzinne podróże by mnie odwiedzić.
Kiedy wrócilam ze szpitala te wizyty również nie ustały. Moje japońskie przyjciółki dbały o moje samopoczucie ba, nawet o dietę i rozrywki. Przynosiły owoce, książki, a któregos dnia w moim mieszkaniu urządziły ceremonię parzenia herbaty.
Taeko, przyjechała do Hikone pokonując kilkaset kilometrów by się ze mną zobaczyć.
Poznałam je wszystkie przed trzynastu laty podczas naszego pierwszego pobytu w Hikone, ale nie wiedziałam iż mają aż taką potrzebę niesienia pomocy.
Ta troska , jak się wydaje, była nie tylko wynikiem jakiejś wjątkowej dla mnie sympatii i współczucia. Byłam niesprawna, nie znałam języka, cierpiałam, Byłam słaba.
A opieka nad slabszymi jest wpisana w buddyjski kodeks moralny.
Byłam jedyną “gajdżinką” w japońskim szpitalu w Hikone.
“Gajdżin” znaczy “obcy”. Naturalnie , byłam “obca” ale mam dziś przekonanie, że nigdzie nie znalazłabym lepszej opieki i tak serdecznych dowodów przyjaźni jak tam w Japonii, w Hikone .

Brak komentarzy: