środa, grudnia 20, 2006

Boze Narodzenie w Michigan

Święta blisko. Za oknem biel. Drzewa, domy, trawniki, wzgórze na przeciwko otula gęsta, nieskazitelnie czysta warstwa śniegu. Nie ma wątpliwości iż nasze Boże Narodzenie będzie takie jak z marzeń "o białym Bożym Narodzeniu".
Dnie coraz krótsze, niebo szare i nisko, niuziutko nad głowa. Zbliża się najdłuższa i najświętsza noc roku. Noc wigilijna.
Poczta elektroniczna przynosi życzenia z całego świata od przyjaciół, kolegów a także coraz częściej od "wirtualnych" znajomych, o których do tej pory nie miało się nawet pojęcia, że istnieją. Wszyscy prześcigają się w pomysłach.
Wystarczy tylko jedno kliknięcie a już na monitorach ożywają renifery, zapalają się światełka na choinkach, przez furtkę wbiega piesek, a po kolejnym kliknięciu z wirtualnego nieba sypie wirtualany śnieg. A u mnie za oknem sypie naturalny.
Elektroniczne listy bywają dźwiękowe. Słucham więc znanych kolęd przesłanych przez nieznanych , ale życzliwych czytelników i znajomych naszych znajomych. Takie same swojskie kolędy jakie pamiętam z dzieciństwa , kiedy nawet telewizor nie był przedmiotem powszechnego użytku...
Boże Narodzenie tuż, tuż.
U nas w Stanach Zjednoczonych członkowie i członkinie Armii Zbawienia podzwaniają dzwonkami, przypominają, że czas ofiarować swój datek na potrzebujących.

* * *

Dla wielu z nas ze wszystkich dni roku najważniejsza była i jest Wigilia.
Mistyka wigilijnej wieczerzy, uroda i zapach choinki, tajemniczość nocy, najdłuższej w roku, delikatne, migocące płomienienie świec, aromat siana pod śnieżnobiałym obrusem tworzą ten z niczym nieporównywalny klimat.
Sceneria i obrzędowość Wigilii głęboko zapadły w świadomość. Trwają w nas.
Na czym polega niezwykłość Wigilii? Nie piszę o czysto religijnym, duchowym wymiarze..
Myślę o jej "materialnym" wymiarze. Zawsze , odkąd pamiętam, obowiązywał ten sam doroczny rytuał, a wokół unosił się niecodzienny aromat tworzący ową niezwykłą atmosferę. Ranne wstawanie i pracowita krzątaninę.
Dom jeszcze przesiąknięty zapachem upieczonych poprzedniego dnia makowców i słodyczą piernika, już był gotowy na przyjęcie innych woni...
Uderzał w nozdrza zapach gotującego się czerwonego barszczu , dobiegał aromat suszonych grzybów (przypominających owe letnie i jesienne wyprawy do lasu), ostry zapach cebuli (do śledzi!) wyciskający łzy z oczu pomieszany z zapachem skórki pomarańczowej .
Na kuchni powoli gotowała się kapusta ("bo kto to widział wigilię bez pierogów z kapustą i grzybami").
A jakie to odgłosy w tym dniu dochodziły z kuchni !
Skwierczącej na patelni rybie, panierowanej w jajku i bułce , towarzyszyły ciche pyrkotanie parzonego maku (to do kutii).
W domu moich Rodziców podawano dwanaście potraw; tak dwanaście a nie siedem, dziewięć czy jedenaście, jak to bywa w innych polskich domach.
Do dziś i na moim wigilijnym stole pojawia się dwanaście dań wśród których nie może zabraknąć kutii, słynnego "kresowego" przysmaku z ugotowanej pszenicy, bogatego w mak, miód, orzechy i wszelkiego rodzaju bakalie, podlanego odrobiną koniaku....
Dla mnie te przygotowania to rytuał, tradycja, którą kontynuuję tak uporczywie, bo pozwala mi na zachowanie wiary, że "nie wszystko umiera".
Strojenie choinki odbywało się w Wigilię. Zawsze tak było. Na choince wisiały zabawki kupowane przez moich rodziców, a potem przeze mnie. Było ich wiele. Pochodziły z czasów mego dzieciństwa i dzieciństwa mego jedynego syna. Zostały w Polsce.
Syn mieszka z rodziną we Francji. My wyjechaliśmy za Wielką Wodę. Z nami przyleciał mały drewniany ptaszek, kolorowe cudeńko kupione kiedyś w Sukiennicach krakowskich.
Ten ptaszek siedzi przez cały rok na oknie w naszym domu w północnym Michigan, spogląda na płaczącą wierzbę, srebrne świerki zasadzone przed kilkunastu laty przez mego męża, na wzgórze porośnięte brzozami i być może, podobnie jak ja, dziwi się, że tak niespodziewanie potoczyły się jego losy. A kiedy przychodzi czas ptaszek przenosi się na bożonarodzeniowe drzewko.
Od kiedy zamieszkaliśmy w Stanach choinkę ubieram wcześniej, zgodnie z obyczajem tu panującym, tuż po Święcie Dziękczynienia.
Wieszam na niej dekoracje, które kupiliśmy podczas naszych licznych podróży.
Nasz drewniany krakowski ptaszek z Sukiennic od wielu lat spogląda na porcelanowego skrzypka przywiezionego z Chicago, na szklaną bombę kupioną w Clearwater na Florydzie, zachwyca się nieodmiennie baletnicą z meksykańskiego sklepu w Santa Fe, mała papierową gejszą przywiezioną z Japonii, wachlarzykiem z Pekinu , posrebrzaną szyszką przyniesioną ze spaceru nad jeziorem Superior.
Mały krakowski ptaszek słucha srebrzystego dźwięku trąbki kupionej kilka lat temu w Christmas, małej osadzie w Michigan i radosnego "ho, ho" brzuchatego Santa Claus (który zastępuje tu Świętego Mikołaja i wygląda bliźniaczo!).
I choć lubi swoje nowe otoczenie, i jest tu szczęśliwy, to być może wspomina też tamte znajome i bliskie mu świecidełka, nieopisanej urody delikatne, szklane bombki, słomkowe gwiazdki i takiż pasterzy. Może tęskni?
Kto wie, co czuje, co myśli, polski drewniany ptaszek w wigilię Bożego Narodzenia siedząc na drzewku ściętym w lasach w Copper Country, nad wielkim jeziorem Superior?

* * *

Wigilia ma szczególny charakter, przynosi zapach i smak nawet najbardziej odległego dzieciństwa. Wraca ono do nas z każdą zawieszoną na choince skrzącą urodą zabawką, z zapachem świeżej świerkowej czy jodłowej gałązki, z każdą kolorową paczką leżącą pod choinką.
Kultywując rodzinne tradycje żywimy nadzieję, że nasze dzieci, a potem i nasze wnuki będą je cenić i o nich pamiętać.
Rozsiani po świecie podtrzymujemy naszą polską duchową wspólnotę.
Nie zapominajmy o tym co nas łączy a jest to garść siana pod białym obrusem, opłatek, przysłany z Kraju, dodatkowe nakrycie na stole dla niespodziewanego gościa-wędrowca.
Kultywowanie tradycji jest piękną formą celebrowania życia. Pamiętajmy o tym, życząc sobie Wesołych Swiąt Bożego Narodzenia.
Swięty Mikołaj .
Jak długo sięgam pamięcią w nocy z 5 na 6 grudnia pod poduszkę kładziono mi paczkę.
Nawet w biednych, powojennych czasach takie podarki się znajdowało. Do paczki zwykle dołaczona była posrebrzana”, bądź “pozłocona” rózga.
Ta rózga była po to, by przypominać, iż mimo iż zasługujemy na nagrody, ale nie ominą nas kary, w razie naruszenia obowiązujących zasad.
Jakaż była to radość, kiedy rano znajdowało się taki prezent. A rózga? No, to był nieodzowny, symboliczny raczej , “ozdobnik”a ponadto istniała świadomość iż “bezgrzeszni” i calkiem “niewinni” nie jesteśmy.
“Był u mnie święty Mikołaj”. Ten dziecięcy okrzyk radosci słychać było w całym domu.
Kiedy zaczęło się dorastać owa wiara w to, że to Swiety Mikołaj zostawia prezenty zaczęła maleć. Ale nigdy się do tego nie przyznawało. No, bo kto wie, a nuż “Swięty” się dowie i wtedy nie będzie prezentu? Swięty Mikołaj nie zawiódł nigdy.“Przychodził”.
* * *
Od szeregu już lat kiedy zaczynaja się chłody na północy ja lecę na południe, na przeciwległy kraniec Stanow, nad Zatokę Meksykańską.
Stany można lubić bądź nie, można się nimi zachwycać lub je krytykować , ale nie można nie zauważyć, iż są krajem, w którym można budzić się mając za oknem śnieżną zawieję a późny obiad można już jeść pod gołym niebem , po kąpieli w basenie pod błekitnym niebem i leżakowaniu pod palmami.
Ba, ale, czy Swięty Mikołaj potrafi mnie tu odnaleźć?
Okazało się, że tak. Tyle tylko, iż posyła upominek pocztą lotniczą, gdyż na swych saniach nie może tu dotrzeć.
Kiedy otwieram paczkę (bez rózgi) zawsze znajduje w niej drugą z nalepioną karteczką z instrukcją:”Otworzyć szóstego grudnia”. Jestem posłuszna. Nie oszukuję, choć ciekawość nie pozwala mi zasnąć.
* * *
Hagiografia ma w swym spisie wielu Mikołajow, ale tym, który przynosi podarki jest według wierzeń biskup małoazjatyckiej Miry.
On jest najbardziej popularny, zarowno wśród katolików jak i prawosławnych.
(...) “cieszy się większą popularnością niż razem wzięci pozostali jego kanonizowani imiennicy“pisze ks. Jan Kracik w Tygodniku Powszechnym (12 grudnia 2004).
Jak podaje jeden z leksykonów hagiograficznych (Ksiega Imion Swiętych” Henryk Fros, Franciszek Sowa) Mikołaj z Miry żył prawdopodobnie w pierwszej połowie IV wieku a legendy z nim związane zostały “zabrane” innym Mikołajom bądź innym postaciom świętych. Jedną z nich był żyjący w VI wieku opat Mikołaj, późniejszy biskup w Pinar.
* * *
Inna z opowieści głosi iż Swiety Mikołaj (Saint Nicholas) urodził się w AD 280 na terenie obecnej Turcji. Był jedynym synem zamożnych rodziców. Teofanes i Nona natychmiast ofiarowali dziecko Bogu, ktory wysłuchał ich modlitw i próśb o potomka. Jego wujem byl Mikołaj z Patary i on dbał o życie duchowe chłopca. Po śmierci rodziców Mikołaj rozdał cały majątek ubogim.
Jednym z nich był ojciec trzech pięknych córek, które z braku posagu musiałyby sie zestarzeć w panieńskim stanie. Współczujący Mikołaj nocą zakradł się pod okna domu i wrzucil worek z pieniedzmi. Ten dar pozwolił wyposażyć dziewczyny. Czy miały dobrych mężów nie wiemy. Na ten temat brak wzmianki.
Wiele jest jeszcze legend o Swiętym Mikołaju i jego szczodrobliwości, ale pora kończyć.
Wszystkim tym, którzy wierzą w Swiętego Mikołaja, życzę by nigdy o nich nie zapominał, bez wzgledu na to w jakim są wieku . Zyczę by odnajdywał ich wszędzie, na jakimkolwiek kontynencie, czy w śniegach północy czy pod palmami , w Tatrach czy nad Bałtykiem.
Pamiętając o Swietym Mikołaju możemy mieć niemal pewność iż on o nas nie zapomni.
PS. Tę opowiastkę dedykuję mojemu mężowi, który cierpliwie przesyła paczki “podrzucane tajemnie” przez Swiętego Mikołaja do naszego “północnego”domu nad jeziorem Superior.