Przed wyjazdem z Marco ostrzyglismy nasz ogrod. Na okna Karol zalozyl zaluzje.Wszystko to ze wzgledu na zblizajaca sie pore huraganow.
Dom zamkniety "na glucho".
Po kilku dniach pakowania, sprzatanie, pozegnan ze znajomymi ruszylismy w droge.
Znow jestesmy jak owi Bieguni. Podrozujemy.
Bieguni to ludzie, ktorzy wierza iz nalezy byc w ciaglym ruchu. Nalezy podrozowac, zmieniac miejsca a wtedy wszechobecne zlo nas nie dosiegnie. O Biegunach napisala Olga Tokarczuk, jedna z najlepszych polskich autorek wspolczesnych. Jestem pod wrazeniem jej ostatniej ksiazki "Bieguni" i stad zapozyczylam ten tytul . 20 czerwca o 9:30 wyjechalismy z domu na Marco i zaczelismy czterodniowa podroz do Hancock w Michigan. Jedziemy znad Zatoki Meksykanskiej nad Lake Superior czyli Jezioro Gorne. Kierunek nieodmniennie ten sam na POLNOC.
Dzisiaj jest drugi dzien podrozy. Spimy w miasteczku Franklin, Kentucky. Rano wyjechalismy z Tifton w Georgii. Przejechalismy juz ponad 910 mil czyli okolo 1470 km.
niedziela, czerwca 21, 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz