Wyjezdzamy z domu o 11-tej. Pogoda sprzyjajaca podrozy. Pierwszy etap, dwugodzinny -wiedzie do Marquette. Wokol jesienny pejzaz. Melancholijny i piekny. Szczegolnie male jeziorka ubarwiaja ten krajobraz. Zanim dojedziemy do lotniska wstepujemy na obiad do "Red Lobstera".
Po drodze znak, ze zbliza sie Hallowen. Dynie zloca sie w sloncu.
Samochod zostawiamy na lotnisku. Kontrola dosc rozsadna, ale buty i paski trzeba zdejmowac! Samolot, kursujacy do Detroit startuje punktualnie. Odlatujemy.
2 komentarze:
lubię takie klimaty ..Pozdrawiam:)
Ciesze sie ze jestes!
cdn., ale mam "tyle na glowie", ze nie zabralam sie do relacji z podrozy:-( Ponadto zagubilam gdzies moj diariusz podrozy, wiec jestem na etapie poszukiwan !
Prześlij komentarz