Była piękna czerwcowa niedziela.Tuż po
śniadaniu , wycieczkowym autokarem wyjechaliśmy w stronę Cilipi .
Nasz autobus zabierał po drodze pasażerow z
innych hoteli, więc mieliśmy okazję do zobaczenia Dubrownika w całej jego urodzie. Ruch był
niewielki , miasto wydawało się jeszcze senne.
Dubrownik , malowniczo położony pomiędzy górami a Adriatykiem, tonął w powodzi subtropikalnej zieleni
cyprysów, palm i pinii , białych , różowych
oleandrów, niebieskich hortensji.
Mijaliśmy port , gdzie stały zacumowe łodzie żaglowe, a także
większe i mniejsze rybackie łodzie kołysane falami. Białe jachty pięknie kontrastowały z błekitem nieba
i szmaragdem wody.
Z jednej strony , teraz już daleko w dole, widać było mieniącą się w słońcu
szafirową taflę wod Adriatyku, z drugiej strony zbocza gory Srdj wznoszącej się
do wysokości
Ponad
czterystu metrów nad poziomem morza.
Było tu
zielono i żółto , a gdzieniegdzie
połyskiwały bielą odkryte skały wapienne. Czasem pojawiały się domy.
Niektóre z nich stały opuszczone . Ich ściany nosiły ślady kul a wybite,
wypalone okna kojarzyły się z pustymi
oczodołami.
W dole do rozrzuconych szczodrze wysp dobijały łodki
i łodeczki, gdzieś na horyzoncie pojawił się ogromny statek pasażerski, wiozący
licznie odwiedzających Chorwację turystów.
Nasza podróż
do celu trwała krótko.
Cilipi , oddalone od Dubrownika o siedemnaście
kilometrów, to mała wioska znana jest z
pięknych haftów i tańców folklorystycznych. Tradycja jest tam żywa .
Każdej niedzieli , po mszy na placyku
przed kościołem Swiętego Mikołaja odbywają pokazy. Wydaje się, że tańczą
tu wszyscy mieszkańcy wioski, z wyjątkiem hafciarek i ich pomocnic, które
sprzedają swe rędzieła. Tańczą starzy i
młodzi, inni do tańca im przygrywaja. Jeżeli
napiszę że “wieś żyje z tradycji” będzie w tym chyba duża część prawdy.
* * *
Przypadek zdarzył, iż tego
dnia kiedy byliśmy w Cilipi , odbywało
się w kościele bierzmowanie. Ważne to wydarzenie w życiu katolików. Przyjechał
biskup. W pełnym po brzegi kościele panował więc nastrój szczególny.
Usiadłam
w ławce w bocznej nawie, tuż obok
gipsowych figur przedstawiających Swiętą Rodzinę. Swięty Józef
i mały Jezus są pozbawieni głów. Leża one
ustawione u ich stóp. Głowa Matki Boskiej została przyklejona. Ale w
miejscu gdzie były oczy są wielkie wystrzelone dziury. Obok wisi tablica
przypominająca iż kościół stał się obiektem barbarzynskiego ataku . Stało się
to 13 stycznia 1992 roku.
Ten atak na SYMBOL wiary i
narodowej przynależności , nie miał naturalnie
znaczenia militarnego. Tak samo, jak wcześniejsze spalenie tej małej wsi. To była tylko kolejna próba pokazania
siły, zastraszenia i upokorzenia Narodu.
* * *
Przed ołtarz podchodzą młodzi ludzie;
dziewczęta i chłopcy w narodowych strojach. Mają po kilkanaście lat. Urodziwi
młodzi ludzie. Czy coś wiedzą o
niedalekiej przecież przeszłości, czy może coś zapamiętali z tamtego okrutnego
czasu? Jeżeli tak, to co ?
Kiedy skończyło się nabożeństwo mieszkańcy
Cilipi grali i tańczyli dla publiczności
przybyłej tu z całego świata. Oglądaliśmy narodowe tańce i oklaskiwaliśmy artystów.
Teraz
, kiedy wróciliśmy z wycieczki do własnych domów, włączywszy telewizory
znów przyglądamy się “teatrom wojny”. W Iraku , Libanie, w krajach Afryki.
Dla własnego zaś samouspokojenia mówimy
sobie; no cóż “Tak już swiat urzadzony”.
I dalej będziemy słuchać “słusznych”
komentarzy propagandystów, wierzyć w fałszywe obrazy świata. Może
tak trzeba? Czarne uznać za białe i vice versa ? Dla świętego spokoju?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz