Wyjechalismy z "polnocnego " domu 8 listopada. Zapowiadano duze opady sniegu wiec nalezalo sie spieszyc. Kilkanascie kilometrow od Hancock mielismy juz zimowe widoki.
Nastepnego dnia, zgodnie z podroznym rytualem (i rozsadkiem) po dwu godzinach jazdy zatrzymalismy sie by odpoczac. Restauracja Mc Donalds, oferujaca dobra (a tania) kawe zadziwila nas wystrojem. Sciany zdobily piekne zdjecia dobrze znanych nam miejsc.
To zdjecia zamku na Wawelu w Krakowie i kamieniczki w Gdansku!
Bylismy w okolicy Chicago "amerykanskiej stolicy Polonii" w Ilinois, stad te rodzime obrazy...
Takie widoki towarzyszyly nam dlugo...Farmy, farmy...I krajobraz "plaski, daleki"...
Mijalismy rzeki, mosty wieksze i mniejsze nad nimi, gory. A ruch na drodze byl coraz wiekszy. Zblizalismy sie do Atlanty.
Budynek stacji TV Turnera .
Drugie co do wielkosci akwarium na swiecie, ktore zwiedzilismy dwa lata temu.
I miejsce "narodzin" (?)Coca Coli
Po nocy spedzonej w hotelu w Valdoscie dotarlismy do granicy Florydy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz