środa, kwietnia 25, 2012

Wąż w raju…





Kiedy jesteśmy  na Marco, niezmiennie słyszymy “Tu jest jak w raju”.


Skoro Raj to powinien być w nim też wąż. I rzeczywiście jest. Nie wiem jak duża jest ich populacja, ale do nas trafił jeden z nich. Karol próbował go przekonać by dobrowolnie opuścił nasze terytorium, ale w końcu musiał znaleźćsposób na wypędzenie węża z raju. Naszego raju. Latwo nie poszło ale po długich próbach się udało.
Bird of Paradise 

poniedziałek, kwietnia 02, 2012

Paciorki bialego rozanca


Bywają sytuacje, które nas oszałamiaja. Bywa, iż uczestniczymy w zdarzeniach, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć, przeczuć, ba nawet  wymarzyć.
Kiedy myślę o takich niezwykłych zdarzeniach  w moim życiu, nieodparcie przywodzę na myśl moją pierwszą podróż do Rzymu.

To byla wymarzona podroz. Zawsze wierzyłam , że kiedyś tam pojadę. Wielokrotnie w wyobraźni widziałam siebie błądzącą po wąskich uliczkach tego miasta, stojącą w zadumie nad losami wielkiego imperium na Forum Romanum , spoglądającą na Koloseum, o którym przejmująco , choć nie zawsze zgodnie z historycznymi faktami , opowiedział Henryk Sienkiewicz.
W tych "podróżniczych fantazjach"zwiedzałam Kaplicę Sykstyńską i słynne watykańskie muzeum, gdzie obraz Jana Matejki przypomina światu o roli Polaków w ratowaniu chrześcijańskiej Europy. W wyobraźni pojawiał się plac przed Bazyliką , na którym tłum pielgrzymów i turystów z całego świata oczekiwał pojawienia się w oknie biblioteki papieskiej Jana Pawła II. Ja byłam także w tym tłumie.Jednego tylko nie mogłam sobie wyobrazić. Tego, iż pewnego dnia znajdę sie za murami Watykanu i będę uczestniczyć we mszy świętej w prywatnej kaplicy Papieża.

***
Wyjazd do Rzymu niespodziewanie stał się możliwy za sprawą mojej znajomej , nota bene bohaterki mojego reportażu o Amerykanach polskiego pochodzenia.
Był kwiecień 1994 roku.
Kiedy przyleciałyśmy na Fiumicino było słoneczne, ciepłe popołudnie, oczekiwał nas Rzym, a przede wszystkim Ci, którzy spowodowali , że nasz pobyt w tym mieście na zawsze pozostanie w naszej pamięci.
Z lotniska odebrał nas młody , polski ksiądz. Jechaliśmy poprzez podmiejskie rejony miasta rozlokowanego na siedmiu wzgórzach.
Wokół było zielono, słonecznie, sielsko.
Cyprysowe drzewa pnące się ku niebu, wyniosłe, smukłe, ciemnozielone mówiły mi, że jestem znów we Włoszech .Białe wille pokryte dachami w kolorze terrakoty, rozsiane po okolicznych wzgórzach wydawały się oazami piękna , szczęścia i spokoju.
Naszym docelowym miejscem był Dom Polski imienia Jana Pawła II mieszczący się na obrzeżach Rzymu, przy via Cassia.
Nad bramą powiewała biało-czerwona flaga.
Dom otoczony rozległym ogrodem stwarzał wrażenie ( i takim się okazał) oazy spokoju. Życzliwie zostałyśmy przyjęte przez siostry , sprawujące pieczę nad pielgrzymami przybywającymi tu ze wszystkich stron świata . Są to głównie Polacy rozsiani po wszystkich kontynentach, choć poważny procent zatrzymujących się tu, przyjeżdża z Polski.

***

Powiedziano nam, że następnego rana będziemy miały możliwość uczestniczenia w mszy świętej celebrowanej przez Ojca Świętego w Jego prywatnej kaplicy, a potem zostaniemy przyjęte na audiencji. Miałam świadomość iż stało się coś niezwykłego.
Potem, długo w noc, snułam opowieści o tym jak Polacy w Polsce przyjęli kiedyś wiadomość o wyborze Polaka na biskupa Rzymu, o tym jak tłumy gromadziły się na stadionach i ulicach polskich miast kiedy Jan Paweł II je odwiedzał . Mówiłam o nadziejach jakie budził i o tym jak umundurowanemu generałowi, który wypowiedział wojnę Narodowi w 1981 trzęsły się kolana podczas rozmowy z Człowiekiem w bieli. Próbowałam przekazać Kathy fragmenty najnowszej historii Kraju jej przodków.
A we mnie tamtej nocy na nowo ożyły wspomnienia jakże odległych już lat .

***

Kiedy się obudziłam, słońce dopiero wstawało rozjaśniając różowoperłowym blaskiem okoliczne doliny i wzgórza . Delikatna mgła , jak przejrzysty welon otulała oliwkowe drzewa .Przez otwarte okno dochodziło  swiergotanie ptaków.
Był to dzień Św. Wojciecha.
Wyjechaliśmy z Domu o szóstej rano. W obszernym samochodzie było nas siedmioro. Oprócz nas było pięcioro Francuzów z Lille . Przejazd przez opustoszałe o tej porze miasto dawał okazję do jego obejrzenia .
I oto przed nami pokazała się, tyle razy oglądana w albumach i TV , kolumnada przy placu otaczającym Bazylikę Św. Piotra.
Okrążyliśmy mury Watykanu i wjechaliśmy w jedną z bram. Tam jeden ze strażników sprawdził dokumenty. Potem wjechaliśmy na rozległy prostokątny dziedziniec. W bramach stali żołnierze papieskiej gwardii .
Weszliśmy do ogromnego gmachu. Zaproszono nas do jednego z pokoi. Nikt nie rozmawiał. Panowała dojmująca cisza. Każdy z nas miał świadomość tej niebywalej chwili. Za kilka minut mieliśmy zobaczyć Papieża w Jego prywatnej kaplicy.
Potem przyszedł jakiś urzędnik i zaprowadził nas do innego pomieszczenia.
Czekaliśmy chwilę. Po chwili wrócił i oznajmił iż na liście zaproszonych jest tylko sześc osób. Dopiero po chwili stało się dla mnie jasne, iż nie ma tam mojego nazwiska!
"Ktoś czegoś nie dopatrzył" pomyślałam w popłochu. "To niemożliwe, być tak blisko..."
"Proszę się nie martwić, prosze się nie denerwować" powiedział Francuz."Wszystko się wyjaśni". Cała szóstka odeszla prowadzona przez Urzędnika. W wielkim pustym korytarzu zostałam sama. Czas jakiś słuchałam kroków odchodzących, które odbijały się echem w długim korytarzu. Potem zauważylam że obok mnie stoi młody gwardzista . Uroczy chłopak w mundurze gwardii szwajcarskiej.Był pełen współczucia.
Podeszłam do okna. Odchyliłam lekko biała firankę i spoglądałam na dziedziniec z czterech stron otoczony wielkimi gmachami. W cieniu bramy stał papieski gwardzista. Poza tym pustka.
Nagle ciszę, w której można chyba było słyszeć niespokojne bicie mego serca, przerwał odgłos kroków. Echo powtarzało. Nasłuchiwałam. Pojawił się ksiądz Dziwisz.." Proszę, niech Pani pozwoli", powiedział. Dołaczyłam do oczekujących na wejście do kaplicy.
Ojciec Swięty klęczał u stóp krzyża zatopiony w modlitwie. Odniosłam wrażenie iż jest kompletnie wyizolowany od zewnętrznego świata.
** *
Kaplica , do której weszliśmy po chwili była mała i skromna, wobec przepychu, ktory miałam już okazję zobaczyć w murach Watykanu. Sciany z białego marmuru, nieduże kolorowe witraże. Ołtarz i krzyż wykonane z brązowego marmuru. . U stóp krzyża wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej.
W kaplicy zgromadziło się około czterdziestu osób , tyle chyba ile mogła pomieścić.
Kilkunastu seminarzystów z Polski, kilkanaście zakonnic. Kilka innych osób z Polski. Młodzi ludzie z dzieckiem. Polski konsul na Ukrainie.
Papież podniósł się z klęczek.
Rozpoczęło się misterium. Msza była odprawiana po polsku. W trakcie nabożeństwa chłonęłam każdy gest, każdą nutę, intonację, słowo i gest Jana Pawła. Byłam przekonana , że zachowam je w pamięci na zawsze.
Tak się nie stało. Ale dobrze pamiętam atmosferę tamtego niezwykłego dnia.
Kiedy przyjmowałam komunię z Jego rąk podniosłam glowę. Nasze spojrzenia się spotkały. Ale On patrzył jakby na wskroś, jakoś daleko, poza mnie. W tym spojrzeniu było coś dojmującego. A może to tylko utrudzenie ?
Wydawało mi się, że było to inne spojrzenie , niż to , które zapamiętałam sprzed kilkunastu laty z Wrocławia. Stałam wśród setek tysięcy ludzi. Wtedy byłam niemal pewna , że patrzy wprost na mnie, choć wiem , że było to niemożliwe.
* * *

Po skończonym nabożenstwie zaprowadzono nas do pełnej przepychu sali audiencyjnej. Było nas mało więc ginęliśmy w tym przepastnym wnętrzu. Po chwili wszedł Papież, rozpocząl rozmowy z seminarzystami, żartował i raz po raz słychać bylo śmiechy. Podchodził do każdego z obecnych. Po jakimś czasie podszedł do nas. "Panie są ze Stanów" przedstawił nas ksiądz Dziwisz. Wtedy Papież zwrócił się do mnie z pytaniem " czy mówi pani po polsku"? " Tak, oczywiście" odpowiedziałam . I wtedy uświadomiłam sobie, że ten prosty fakt , iż znam ten język, nabrał dla mnie podczas tej wizyty, znaczenia szczególnego. Język ojczysty Papieża jest też moim językiem .


***
Spędziłam w Rzymie jeszcze kilka dni. Przemierzałam dziesiątki kilometrów, odpoczywałam na Hiszpańskich schodach, wstąpiłam do hotelu , w którym Sienkiewicz zatrzymywał się podczas swych pobytów w Rzymie.
W Cafe el Greco , gdzie przesiadywał Adam Mickiewicz otoczony emigrantami polskimi, wypiłam kieliszek wina. Na Piazza Navona przyglądałam się gołębiom i ludziom. W upale wędrowałam do fontanny di Trevi by tam wrzucic monetę, podobnie jak miliony turystów i tym samym zapewnić sobie życzliwość losu i możliwość powrotu do Rzymu - Wiecznego Miasta.
Po kilku latach wróciłam do Rzymu z moim mężem. I kiedy staliśmy obok siebie na wielkim placu w tłumie oczekując na pojawienie się Papieża, wspominałam swoją pierwszą rzymską wizytę.
W mojej torebce spoczywał różaniec z białych paciorków ofiarowany mi wtedy przez Papieża. Mam go zawsze ze sobą. Jest to bowiem najcenniejszy, najbardziej znaczący dar jaki kiedykolwiek dostałam.

Był ojcem wielu narodów.


"Co mi  mówisz górski strumieniu?
W ktorym miejscu ze mną się spotykasz?
Ze mna , ktory także przemijam-
Podobnie jak ty…
        Czy podobnie jak ty?(...)

                                    ( Karol Wojtyła “Tryptyk Rzymski”)

2 kwietnia mija kolejna rocznica smierci Jana Pawla II.
Wspominam pewne zdarzenie sprzed lat. To bylo w Mariborze w Slowenii w 2006 roku.
***
W maleńkiej, przytulnej kawiarence jest pusto. Poza Marią, włascicielką kawiarni jesteśmy tylko my, mój mąż i ja.
Wśrod licznych obrazów rozwieszonych na ścianach jest  portret Jana Pawła II.
Bardzo dobry portret ” mówię do Marii . “Prawda? To nasz Papa”. “O, to nasz Papa” odpowiadam przekornie. “A to wy jesteście Polacy? Chwała Bogu”. Dlaczego padło owo “chwała Bogu” nie wiem  do dziś, ale było mi miło to usłyszeć.
Zaczęliśmy rozmowę o Papieżu. Ona mowiła po sloweńsku, my po polsku, ale nie mielismy większych problemów  ze wzajemnym rozumieniem.
W pewnym momencie Maria wyszła, by po chwili wrocić z plikiem zdjęć. To pamiątka z podróży do Rzymu i udziału w audiencji papieskiej.  Na zdjęciach parafianie z Mariboru a wsród nich ona. Na jednym z nich jest Maria z Ojcem Swiętym, ofiarującym jej różaniec. Taki różaniec otrzymałam też z Jego rąk przed wielu laty. Mam w domu podobne zdjęcie.  Kobieta, którą spotkałam po raz pierwszy  w zyciu ma podobne do moich przeżycia. Milczymy. Mam niemal pewność, iż myślimy o tym samym. Jan Paweł odszedł. Wkrótce, 2 kwietnia , mija pierwsza rocznica Jego śmierci.
Inny mieszkaniec Mariboru także pamięta dobrze Ojca Swietego. W Rzymie nie był, ale Papieża spotkał “u siebie”. “Był tutaj, blisko, sto metrów stąd w Katedrze” mówi (całkiem niezła angielszczyzną ) kelner w restauracji, w której jemy obiad. “Był w Mariborze dwa razy’’ dodaje z pewną dumą.
Katia,  pracująca w hotelu dla doktorantów  i zagranicznych naukowców, także pamięta . “Jechał papa- mobilem wzdłuż glownej ulicy Mariboru. Byłam też na stadionie by Go słuchać. Co czułam wtedy?” Wydaje się, że jej oczy rozświetla wspomnienie tamtego spotkanie .“Nie wiem jak to okreslić. Było mi tak jakoś… ciepło. Tak, cieplo, o tu…”.mówi i kładzie dłoń na sercu.  Odnoszę wrażenie, że na chwilę znów jest w tamtym tłumie, który witał Papieża.
Ojciec Swiety obchodził swoje urodziny w Słowenii.”  mówi mi przypadkowo spotkana młoda kobieta, z którą nawiązałam rozmowę. . W mariborskiej katedrze jest tablica upamietniajaca to wielkie dla katolików i miasta wydarzenie. Napis na niej ma datę 19 maja i przypomina  o spotkaniu z naukowcami i artystami słoweńskimi. W ten sposób upamiętniono fakt, iz historia powstania Uniwersytetu Mariborskiego i kultury słoweńskiej zwiazana jest nieodłącznie z historią Kościoła.
Jan Pawel II zostawił trwały ślad w pamieci mieszkańców słoweńskiego miasta. Pamiętają takze i to iż uznał ich prawo do samostanowienie, kiedy 13 stycznia 1992, jako głowa państwa Watykan decydował o nawiązaniu dyplomatycznych stosunków
 z niepodległą już Slowenią. “I nigdy nie pominął słowenskiego języka podczas błogoslawieństw na Placu Swiętego Piotra”informuje  ktoś z moich rozmówców.
* * *
Po raz pierwszy Jan Paweł II przybył do Mariboru w maju 1996 roku. Przyjechał na zaproszenie prezydenta, Milana Kucana by uczcić 1250  rocznicę chrystianizacji Słowenii (wówczas Koryntii). Warto przypomnieć, iż rozpoczął ją chrzest dwu książat słoweńskich w 746 roku, tak jak chrystianizację Polski chrzest  Mieszka w 966.
Na rok 1996 przypadało też 1000-lecie powstania najstarszego religijnego dokumentu w języku słoweńskim. Dokument znaleziony w  klasztorze we Freisingu ma dla Sloweńców  podobne znaczenie jak dla Polaków“Bogurodzica.
Dla Słowenii obie te rocznice miały ważne znaczenie dla określenia narodowej świadomości tego małego liczebnie, dwumilionowego narodu. Podobnie jak w Polsce  tak  i  w Slowenii papieskie wezwanie “Nie lękajcie się” było głośne, i rozleglo się szerokim echem.

* * *
Od dnia Jego śmierci minelo siedem lat. Podobnie jak  w słoweńskim Mariborze, świat pamieta i  dzis o Papieżu Polaku . Zostal blogoslawionym aJ ego portrety  widzi sie wszedzie w kosciolach .I u  nas na Florydzie czy w Michigan badz tez w dalekiej Francji. Pamiętają  w Australii, w Afryce, w trzech Amerykach  Północnej  Lacińskiej i Południowej. Wspominają  Jego obecność na  Kubie, mimo, iż do tej pory,  nie doprowadziła ona “do zmiany oblicza tamtej ziemi”. Ale zasiane wtedy ziarno Nadziei kiełkuje i wczesniej czy później ,wyda plony.
Dzisiaj, przypominam sobie oglądane  filmy dokumentalne poświecone Jego pielgrzymkom. Widzę, jak stoi pod ścianą płaczu w Jerozolimie, w muzeum niewolnictwa w Południowej Afryce.  Widzę  twarz Jana Pawła II ,  który słucha długiej litanii imion pomordowanych Indian czytanej przez ocalałych ich potomków.
Pamiętam  wspomnienia Papieża z Wadowic, o których mówi: “tu zaczęło się wszystko” i tłumy Polaków zgromadzonych na placach polskich miast i w kościołach podczas pierwszej Jego wizyty  w 1979 roku.
Rodacy tłumnie  żegnali Go, kiedy odszedł z tej ziemi, którą przemierzał wzdłuż i wszerz,  podczas swego długiego pontyfikatu. Wydawało się, że Polacy są znów Solidarni. Wydawało się, żę słuchają Jego wezwania “otwórzcie drzwi by weszło nimi dobro i prawda”.
Czy tak było? Czy zrozumieli? Czy posłuchali?
W  swych homiliach  Ojciec Swięty wiele mówił o milości i szacunku.
Nikt nie watpi iz  był naszym przewodnikiem w nowej epoce, a jego przewodnim przesłaniem
 była Miłość”jak powiedzial pewien krakowski student.
Czy zrozumieli Go inni, którzy  słuchali?  Czy zapamiętali?
Jan Paweł II zostawił  encykliki, spisane zostały Jego  nauki . Mówił o wszystkim co
 dotyczy ludzkiego losu. Mowił o konieczności obrony godności ludzkiego życia i konieczności dążenia
do pokoju na świecie.
Czy głos Czlowieka w bieli dochodził do uszu odpowiedzialnych za losy własnych narodów? Czy dochodził  Jego głos do nas, zwykłych zjadaczy chleba?
Antonio Sanchez Morena z Hiszpanii zapytany przez dziennika

rza o swe odczucia po śmierci Jana Pawła II powiedział. “ No cóż, papież odszedł tą sama droga jak odszedł mój ojciec, twój ojciec . ..”
Takie są koleje życia ludzkiego, odeszli, ale pamiec o nich zostaje.
Podczas Mszy w Jego prywatnej kaplicy  w Watykanie.